Wiersze Radomira Andricia powstają, rozwijają się i trwają w tonacji niezwykle silnej, czystej i wznoszącej się śmiałą kadencją. Odzywa się w nich echo pradawnych okrzyków zachwytu i przerażenia, które ludziom towarzyszyły o różnych porach dnia, kiedy przemierzając nieznany im jeszcze dziwny i tajemniczy świat opowiadali o nim pieśnią. W tej mocnej, jakby z kamiennych źródeł wytoczonej artykulacji kształtowały się podstawowe pytania, które człowiek " zadziwiony różnorodnością i zmiennością świata " zadawał najpierw sam sobie, a potem innym. Jest w tej pieśni także zachęta i zaproszenie do współuczestniczenia w trudzie codzienności, w budowaniu wspólnoty losu i mowy. Andrić na tę wspólnotowość jest wyjątkowo wrażliwy. To dlatego jego głos zahartowany i umocniony twórczym trudem sięga tak wysoko i daleko: ścisk i krzykw jednej chwiliz jednego gardła Podobnie, w gorsecie glinianej formy, w wąskiej szczelinie, w ciemności rodzi się głos przyszłego dzwonu, który będzie mógł rozpraszać ciszę, wyzwalając na przemian nadzieję i lęk, przywołując do siebie całą społeczność. Ale największym wyzwaniem dla głosu, dla pieśni i wiersza jest otaczająca człowieka pustka. Jej „nic” stara się zniszczyć to, co jest, co istnieje fizycznie i duchowo. Słowo przeciwko pustce musi więc mieć siłę i dźwięczność dzwonu zdolną do oporu i trwania jako „jedyną/możliwą obroną przed/atakiem pustki duchowej”. Ale słowo zdolne jest obronić człowieka przed złem, przed próżnią wewnętrzną i pychą tylko wtedy, kiedy będzie naprawdę wolne, kiedy będzie tworzyło, a nie niszczyło świat i człowieka. Takiego słowa szuka Andrić i za takim " wolnym " słowem chce w swojej poezji podążać. Z posłowia Wojciecha KALISZEWSKIEGO