Cytując klasyka, z którym zgadzam się w pełni i dzięki któremu ( której) sięgnęłam po tę cudowną, króciutką opowieść:
„Jedna z najpiękniejszych książek, jaką miałam zaszczyt przeczytać”.
Miałam zaszczyt poznać książkę, autora, małego Zeze i jego pomarańczowe drzewko.
Łzy kapały, gula w gardle rosła, serce ze smutku pękało.
Nie da się nie pokochać Zeze, sprytnego 5-letniego urwisa, tej kupki nieszczęścia z małym ptaszkiem w sercu, który śpiewał, gdy było mu smutno. Marzył, by zostać uczonym-poetą i nosić krawat-kokardę. By mieć przyjaciela, choćby tylko małe niepozorne pomarańczowe drzewko. Żeby mama przytuliła, żeby iść spać z pełnym brzuszkiem i żeby kiedyś Jezusek przyniósł jego braciszkowi jakikolwiek prezent na święta. Na wszystkie bolączki i nieszczęścia maluch miał doskonały sposób - ucieczkę w świat marzeń i fantazji.
Powieść wzrusza i zapada w pamięć. Dla mnie to książka znacząca, nie do zapomnienia. Na równi z „Anią z Zielonego Wzgórza”, „Chłopcem z Aleppo, który namalował wojnę”, czy „Małym księciem”.
CUDOWNA!!!
Już zamówiłam dwie kolejne części trylogii o Zeze: „Na rozstajach" i „Rozpalmy słońce”.