"Nie wiem, jak nazwać moją wyprawę na Madagaskar... Nie wykupiłam tej wyprawy w żadnym biurze turystycznym. Nie byłam zwyczajną turystką, która przyjeżdża na dwa tygodnie lub nawet na miesiąc. Mieszkałam pod jednym dachem z misjonarzem i Malgaszami. Dzieliłam z nimi ich codzienne radości i troski, poznałam ich plany, nadzieje, tradycje i zwyczaje. Miałam także możliwość zobaczyć najpiękniejsze zakątki tej dalekiej wyspy, poznać prawdziwy smak tego raju, smak gęsto zaprawiany biedą i cierpieniem.
Madagaskar urzekł mnie swoją urodą, ale jeszcze bardziej urzekli mnie ludzie - prości, dziecięco ufni i szczerzy, serdeczni. Nauczyłam się od nich wiele. Dostałam od nich najwspanialszy prezent. Tym prezentem był czas, który mi poświęcili, czas - jedyna rzecz, której (w przeciwieństwie do ryżu) na co dzień im nie brakuje. Tym czasem dzielili się ze mną chętnie i szczerze.
Myślę dzisiaj, że ta wyprawa była dla mnie także najdłuższymi i najbardziej prywatnymi rekolekcjami. Pod dachem, pod którym mieszkałam razem z misjonarzem i Malgaszami, mieszkał także Bóg."
Dorota Kozioł
Madagaskar urzekł mnie swoją urodą, ale jeszcze bardziej urzekli mnie ludzie - prości, dziecięco ufni i szczerzy, serdeczni. Nauczyłam się od nich wiele. Dostałam od nich najwspanialszy prezent. Tym prezentem był czas, który mi poświęcili, czas - jedyna rzecz, której (w przeciwieństwie do ryżu) na co dzień im nie brakuje. Tym czasem dzielili się ze mną chętnie i szczerze.
Myślę dzisiaj, że ta wyprawa była dla mnie także najdłuższymi i najbardziej prywatnymi rekolekcjami. Pod dachem, pod którym mieszkałam razem z misjonarzem i Malgaszami, mieszkał także Bóg."
Dorota Kozioł