Wielki polityk, Winston Churchill, stwierdził kiedyś, że jesteśmy dzisiaj panami swego przeznaczenia i jeśli tylko mamy wiarę we własną sprawę i niepokonaną wolę walki, zwycięstwo będzie należeć do nas. Czyżby?
Wychowani zostaliśmy w przekonaniu, że nasza inteligencja i wiedza poparta oczywiście siłą woli i determinacją, zagwarantuje nam sukces we współczesnym świecie i rzecz jasna szczęście - cokolwiek to znaczy. To dość śmiała filozofia życiowa, ale czy zdaje egzamin skuteczności życiowej?
Paradoksalnie zabawne jest to, że nawet jeśli czasem komuś uda się odkryć, czego naprawdę w życiu chce i, co więcej, jak to zdobyć, jest już zwykle na wszystko za późno.
„Mnich, który sprzedał swoje ferrari” to opowieść o wziętym adwokacie, który pozornie miał wszystko, a jednocześnie zupełnie zagubił się w swoim życiu. Miał jednak szczęście - powalony zawałem, na szpitalnym łóżku, dostał od losu niesamowity prezent - czas na zastanowienie. Julian Mantle (bohater książki) ocknął się na czas. W efekcie wycofał się z kariery zawodowej, spieniężył majątek i wyruszył w drogę. Wrócił po trzech latach, żeby swojemu przyjacielowi przedstawić niezwykły program pracy nad sobą. Program ten obejmuje 672 godziny pracy wewnętrznej. W sumie to nie tak wiele, zważywszy na fakt, że może zaważyć na całym naszym dalszym życiu.
Nawet jeśli historia Juliana Mantle jest tylko literackim wprowadzeniem do programu, nawet jeśli nie uda się wszystkiego zrealizować w miesiąc i i...