Czy można uwolnić się od pozornie odwiecznego pytania o wolność literatury, sztuki, samego aktu pisania, o wyzwolenie się zarówno od najgrzeczniej rozumianego terroru historii, tradycji tudzież zasady dobierania środków do celu, jak i zniewolenia czysto formalnego, zawierającego w sobie format kartki papieru, ciężar maszyny, moc procesora i dane techniczne systemu operacyjnego wraz załadowanym na jego grzbiet oprogramowaniem i narzędziami oraz bardziej subtelne kwestie w rodzaju wtórności palimpsestu, terminu przydatności przetworzonej po raz kolejny kruchej materii tekstu, i jednocześnie przeciwstawić się tradycyjnemu pojmowaniu autora, jego praw i realiów funkcjonowania w świecie, którego twardym kręgosłupem jest wolny na pozór rynek? Owszem, można. Piotr Czerniawski Nie jestem autorem tej książki. Nie napisałem ani jednego ze słów, które w niej przeczytacie. Ta książka ma setki autorów, a ich listę znajdziecie gdzieś pod koniec. Są na niej imiona i nazwiska, pseudonimy, numery IP. Za tymi nazwami nie zawsze skrywają się ludzie. Niektóre są oznaczeniami botów?–?małych, sprytnych programów komputerowych. Wszystkie te słowa pochodzą z Wikipedii. Jarosław Lipszyc