Ariel i Trey znają się ze szkoły. Ona dawno temu podkochiwała się w nim. On bez konkretnego powodu nie przepada za nią. Prowadzona od pokoleń przez rodzinę chłopaka księgarnia chyli się ku upadkowi. Ariel musi podreperować budżet, aby móc opłacić wymarzony kurs w szkole artystycznej. Dziewczyna trafia do księgarni Andersonów i przez nieszczęśliwy zbieg okoliczności, zaczyna w niej pracować. Ariel i Trey wspólnie wprowadzają w życie plan ratowania rodzinnego biznesu. Mają czas do Bożego Narodzenia, aby postawić “Krainę Czarów” na nogi. Przy okazji odkrywają, że mogą na sobie polegać, a częste przebywanie w księgarni zaczyna ich do siebie zbliżać. Tylko co na to dziewczyna Treya? I czy księgarnia trafi w ręce bezwzględnego agenta nieruchomości?
Jejciu, jejciu, jaka ta książka była przyjemna! Jak ją się dobrze czytało! Lekka, angażująca, wciągająca historia, której głównymi bohaterami jest para nastolatków i… księgarnia. Ten klimat zbliżających się świąt, zapachu książek, jarmarku bożonarodzeniowego — no cudo!
“Miłość w Krainie Czarów” to miły otulacz, totalnie, na sto procent comfort book z motywem hate-love, który zachwyca swoją prostotą. Spodziewamy się, jakie będzie zakończenie, wiemy, że nic nas tu nie zaskoczy, ale brniemy w tę historię bez zatrzymywania się, chcemy ją chłonąć, chcemy wczuć się w jej magię, jej spektakularny happy end.
Dawno nie czytałam takiej zwyczajnie uroczej książki o m...