„Miłość i inne słowa” to książka, która detronizuje inne z pierwszego miejsca moich ulubieńców od tego duetu autorskiego. Co tutaj się działo, ja się pytam! Dlaczego to było tak dobre! Bolesne! Ah, te emocje! Ale do rzeczy: autorki przeplatały przeszłość z teraźniejszością.
Ona jest rezydentką w szpitalu, a w kawiarni przed wymeczajacym dyżurem rozpoznaje mężczyznę, który niegdyś był dla niej wszystkim. Długo nie wiemy o co chodzi, jeszcze dłużej domyślamy się, snujemy własne wizje w głowie, a kiedy w końcu tajemnica zostaje rozwiązana emocje osiągają apogeum.
„Miłość i inne słowa” to nie tylko romantyczne uczucie. To w głównej mierze tęsknota, nie tylko za drugą, idealnie dopasowaną połówką, ale i za życiem, które niegdyś się miało, za ciepłem, za rodziną, za stabilnością, stałym elementem w życiu.
Choć nie zawsze lubię taki zabieg tak tutaj przeplatanie rozdziałów z przeszlosci z tymi teraźniejszymi rozstało rozegrane perfekcyjnie. Przeszłość nie przytłoczyła aktualnych wyrażeń, wręcz przeciwnie! Podkreśliła ich wagę, pozwoliła nam lepiej poznać bohaterów, co dlaczego są tacy jacy są.
Jestem zachwycona. Nie chciałam się od niej oderwac, wpasował się w mój gust idealnie. Motyw straty rodzica w moim wieku, z przyjaźni do miłości, dwie linie czasowe to tylko cześć z licznych i świetnych tematów, które serwuje nam „Miłość i inne słowa”. Nawet motyw trojkata emocjonalnego został rozegrany tutaj doskonale. Jestem zachwycona.