Danny i Sara zawsze snuły plany na przyszłość – ułożyły nawet swój Plan. Nie przewidziały jednak, że wraz ze skończeniem szkoły ich drogi się rozejdą. Danny dostaje się na wymarzoną uczelnię, a Sara niestety nie. Przyjaciółki, przedtem nierozłączne, zaczynają się od siebie oddalać. Do tego stopnia, że Danny ukrywa przed Sarą to, że zamiast błyszczeć na Harvardzie, trafia do ośrodka zajmującego się leczeniem zaburzeń odżywiania. Czy dziewczyny zdążą odbudować swoją przyjaźń?
Od razu to zaznaczymy – książka porusza duuuużo tematów, tych łatwiejszych i trudniejszych. Zakończenie szkoły, zderzenie się ze studencką rzeczywistością, kłopoty z rodzicami, pierwsza miłość, odkrywanie swojej tożsamości seksualnej, a także zaburzenia odżywiania, kłopoty ze zdrowiem psychicznym, strata bliskiej osoby. Naprawdę dużo, co nie? Przez to też niektóre z tych wątków są traktowane po macoszemu, czemu akurat nie ma się co dziwić. W końcu „Miłość i inne rośliny mięsożerne” ma około 350 stron, a żeby każdy z tych tematów był wyczerpująco opisany, książka musiałaby mieć tych stron co najmniej 700.
A jaka jest główna bohaterka, która musi się zmierzyć z tyloma problemami? Cóż, z Danny trudno się utożsamić. Tym bardziej nie należy brać z niej przykładu. Przejawia zachowania autodestrukcyjne, jest wybuchowa, nie myśli nad tym, co mówi. Ukrywa wiele rzeczy przed innymi, nadużywa alkoholu, nie wierzy w działanie tabletek (a studiuje medycynę!). Bywa sarkastyczna, posługuje się ciętym językie...