Jeśli poznajesz twórczość pisarza od jego najlepszej powieści (Egipcjanin Sinuhe), którą umieściłaś na osobistej liście Arcydzieł Literatury Wszechczasów, to brak zachwytu nad jego inną powieścią świadczy o...? I jak taką powieść poddać ocenie nie odnosząc się nieustannie do tego literackiego wzorca z Sèvres? Jest to bardzo trudne, zwłaszcza, że również konwencja obu książek jest gatunkowo zbliżona.
Mikael to urodzony w Finlandii sierota pochodzący z nieprawego łoża, któremu przyszło żyć i uczestniczyć w burzliwych wydarzeniach początku XVI stulecia. Jak należy się spodziewać po bohaterze powieści łotrzykowskiej jego życie jest nieustającą wędrówką pełną przygód i niespodziewanych zwrotów akcji. Inne cechy gatunku obecne w powieści to narracja pierwszoosobowa, a także osadzenie fabuły w realiach historycznych, w opisywaniu których Waltari czuje się jak ryba w wodzie i robi to po mistrzowsku.
Akcja powieści zaczyna się w Europie Północnej od zakusów terytorialnych króla Chrystiana II i ich następstw, i wiedzie czytelnika przez Paryż - miasto grzechu, szkolnictwa wyższego i żaków, Niemcy targane konfliktami wewnętrznymi pod wpływem reformacji i inkwizycyjnej działalności kościoła, Hiszpanię Karola V prowadzącego wojny z Franciszkiem I i papieżem Klemensem Vll, aż do złupienia Rzymu w 1527 r. I tutaj wszystko się zgadza, jest przerażająco i pociągająco, plastycznie i obrazowo, momentami groteskowo i z przymrużeniem oka, naprawdę dobrze, tylko...
Tylko ten tytułowy bohater... No nie udał mi się Mikael wcale. Niby zdolny i inteligentny, a naiwny i życiowo głupi, aż słów brak. Bastard w czepku urodzony - superman, którego prawie zabili, ale ledwo uciekł. Wiem, wiem... konwencja, ten typ, tak ma. Ale nie polubiłam go i nie chodzi o to, że przez całą książkę zachowywał się jak chorągiewka na wietrze, tańczył jak mu zagrali i kule oraz szubienice się go nie imały, tylko że nie udało mi się ustalić czy on jest dobry czy może zły. Ani czy ewoluuje w jednym bądź drugim kierunku. Dobry bywa wtedy gdy nie powinien , a zły kiedy przydałoby się okazać więcej empatii i człowieczeństwa.
Po drugie - kobiety. Tutaj, moim zdaniem, autor zupełnie się nie popisał. Romanse romansami, ale żeby żadnej uczciwej kobiety w XVI wiecznej Europie nie było?! Jedna może i była, a tak naprawdę dwie, ale okazały się czarownicami. Pozostałe to zwykłe lub "szanujące się" prostytutki zdolne do najgorszej zdrady za kieckę i dukata.
Ale dość biadolenia. W końcu to tylko fikcja. Biorę się za drugi tom.
Powieści wysłuchałam w wykonaniu Filipa Kosiora.