"Życie zawsze atakuje znienacka i ciosem w plecy."
Jesienna mgła zasnuwa sandomierskie uliczki, pozostawiając jedynie zarys postaci i zdarzeń. Wprowadza aurę nostalgii i zagadkowości, niosąc ze sobą wiele znaczeń. Także i zbrodnię. Brutalne morderstwo kobiety przywodzi na myśl dawne rytuały związane z wierzeniami wampirycznymi. Sprawca rozwarł szczęki ofiary i wcisnął je w ziemię, aby uniemożliwić jej pośmiertne pożywienie się krwią. Dochodzenie prowadzi podkomisarz Bruno Kowalski, angażując do pomocy lokalnego historyka Krzysztofa Szorca. Wspólnie starają się ustalić, jakie motywy kierują sprawcą, okrzykniętym przez media mianem "Wampira z Sandomierza", a także, czy obecna zbrodnia łączy się morderstwem mężczyzny, do której doszło pół roku wcześniej.
Tym, co od początku zwróciło moją uwagę podczas lektury, to klimat, starannie oparty na autentycznych historiach sandomierskich kronik. Tytułowa mgła nabiera złowrogiego wymiaru, snuje się niespiesznie, odurza niepokojem. Niczym doskonałe płótno do popełnienia zbrodni. Autor nie serwuje nam typowej historii kryminalnej, lecz, jak ma w zwyczaju, splata skomplikowaną sieć powiązań, których znaczenie odkrywamy dopiero na ostatnich stronach. Zamierzchła przeszłość, pełna udokumentowanych zdarzeń, zabobonów oraz wierzeń w wampiry, nagle nabiera znaczenia w obliczu ostatnich zbrodni. Wpływa na społeczeństwo, zbudzajac ciekawość, nerwowość, a nawet pewną dozę ekscytacji. Dla Bruna Kowalskiego staje się ważnym źródłem informacji w śledztwie, w którym nic nie jest jasne. Powolne odkrywanie prawdy sprawiało, że czasami gubiłam koncentrację, przez co nie odczuwałam oczekiwanego napięcia. Chociaż końcówka, a właściwie rozwiązanie, przyniosło lekką satysfakcję. Również wstawki historyczne przedstawione ciekawie i w obrazowy sposób wzbogacają fabułę i ukazują zakorzeniony strach przed innością oraz tym czego nie rozumiemy. Zresztą na przestrzeni lat niewiele się w tej kwestii zmieniło.