Blisko 40 lat po śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, gdy nowe pokolenia żyją innymi problemami, postać tego duchownego nieco przybladła – a właściwie została zapomniana. A szkoda, bo był jednym z najniezwyklejszych postaci schyłkowych lat PRL-u i polskiego Kościoła. Niezwykle pracowity, mimo swoich chorób, gotowy do niesienia pomocy każdemu, bo widział w każdym człowieka. Jaka szkoda, że współczesny Kościół odszedł od jego postawy.
Niemniej książka Jolanty Sosnowskiej jest niejaką apologetyką osoby tego duchownego. Napisana jest z perspektywy człowieka ogromnie wierzącego, ale tym razem nie widzę w tym nic złego. Czuć, że postać księdza Jerzego fascynuje Autorkę, że nie jest to tylko „fanatyzm”, ale coś głębszego. Nie chciałbym wam zdradzać szczegółów – ale to jedna z ciekawszych biografii tego błogosławionego. Ale do rzeczy.
Kościół w latach 80.
W grudniu 1981 roku prymas Józef Glemp kilkukrotnie spotykał z przywódcami „Solidarności” prosząc ich o nie eskalowanie walki z systemem komunistycznym. Zresztą Kościół katolicki był zainteresowany powolnymi, wręcz ewolucyjnymi, przemianami ustrojowymi. Jednak w momencie, gdy w Polsce ogłoszono stan wojenny, prymas powołał do życia Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom. Ponadto prymas osobiście spotykał się z generałem Wojciechem Jaruzelskim wywierając na niego presję.
W tym czasie Kościół katolicki starał się publicznie nie angażować politycznie, wspierając, głównie materialnie, osoby represjonowane przez reżim. Mimo to, jego rola wciąż rosła, zwłaszcza gdy od stycznia 1982 roku do kraju zaczęła spływać pomoc zagraniczna – leki, żywność czy odzież, które w zdecydowanej większości rozdysponowywał Kościół. Prymas Glemp wzywał do pojednania, starając się narzucić swoją rolę jako mediatora pomiędzy rządem a „Solidarnością”.
Na początku lat 80. Kościół katolicki zdecydowanie umocnił swoją pozycję, nie tylko wobec rządu, ale i w społeczeństwie polskim. Rząd komunistyczny, licząc na pomoc w rozwiązaniu problemów społecznych, zezwolił na wznoszenie nowych kościołów oraz na ukazywanie się katolickich publikacji. Spora część społeczeństwa bojkotowała rządowe media, wobec czego, spora część życia kulturalnego przeniosła się do kościołów.
Alfons (Jerzy) Popiełuszko
Z książki dowiedziałem się, że nasz sławny duchowny wcale nie był Jerzym, tylko Alfonsem (od świętego Alfonsa Liguoriego). W regionie, gdzie przeżył swą młodość (pomiędzy Mazurami a Podlasiem) – imię to oznaczało kogoś oddanego. Jednak rówieśnicy dokuczali mu, i podczas swych studiów, zmienił imię na Jerzy (od świętego Jerzego, pogromcy smoka).
Przyszły błogosławiony od najmłodszych lat kulał na zdrowiu. Mimo to potrafił nie tylko brać udział w pracach na rodzinnym gospodarstwie, ale i później, przejść 2-letnie przeszkolenie wojskowe, na które trafił za karę i to od razu do najostrzejszego tego typu oddziału. System komunistyczny nie mógł znieść, że ktoś, wbrew propagandzie, chce zostać duchownym. Pogarda i trudności nie złamały go, wobec czego zdołał ukończyć studia i został księdzem.
Wszędzie, gdzie służył, już jako kapłan, niósł swoje posłanie, które można najprościej ująć w motcie – praca wśród ludzi, dla ludzi. Nie bał się żadnej pracy, wszędzie było go pełno. A to przecież niezwykle trudne, wręcz heroiczne, gdy cierpi się na poważne choroby. W ogóle, niemal z każdej strony tej książki, można odnieść wrażenie, że był to człowiek pod wieloma względami niezwykły. I wcale nie mam tutaj na myśli jego „świętości”.
Niezwykle pracowity, uczynny, z otwartą dłonią wobec każdego, nawet tych, którzy uprzykrzali mu życie. Jak bardzo taka postawa przydałaby się dziś, gdy Kościół katolicki w Polsce przeżywa trudności, wynikłe zarówno z wewnętrznych problemów, jak i starcia z różnymi światopoglądami. Myślę, że byłby kimś, kto umiałby połączyć mostem to, co dziś nas dzieli.
Nie będę się tutaj rozpisywał nad działalnością księdza Jerzego, związaną z niesieniem duszpasterskiej posługi wśród robotników i opozycji. Nie jestem tutaj autorytetem – tym bardziej, że moja wiedza w tym temacie jest znikoma. Myślę, że szanowna Autorka uczyniła to znacznie lepiej. I już choćby z tego względu, warto sięgnąć po tę książkę.
Śmierć duszpasterza „Solidarności”
Coś takiego wywoływało chęć odwetu ze strony części funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Księży, którzy współpracowali z opozycją, szykanowano. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych posiadało ponadto specjalny referat zajmujący się śledzeniem „opozycyjnych” duchownych. W książce znajdziecie wiele takich „spotkań” księdza Jerzego z młodymi funkcjonariuszami, którzy go pilnowali. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem postawy Popiełuszki.
Ksiądz Jerzy był jednym z najbardziej nielubianych przez władzę duchownych. Od 1982 roku celebrował bowiem „msze za ojczyznę” z kościoła św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. Nie ukrywał też swoich sympatii wobec „Solidarności” i innych ugrupowań opozycyjnych oraz robotniczych. Nic przeto dziwnego, że został nazwany duszpasterzem robotników i opozycji. Niestety, przyszło mu za to zapłacić najwyższą cenę.
W październiku 1984 roku trzech funkcjonariuszy MSW porwało, a następnie zamordowało księdza Popiełuszkę. Mord przeprowadzono w niezwykle bestialski sposób. Funkcjonariusze-oprawcy zostali wkrótce aresztowani. Pod koniec grudnia 1984 roku rozpoczął się proces w tej sprawie. Oskarżeni nie ujawnili, kto im rozkazał wykonać wyrok śmierci – całą winę wzięli na siebie. Koniec końców – wydział śledzący i prześladujący duchownych został jednak rozwiązany.
Śmierć księdza Popiełuszki została nieco przyćmiona przez natłok bieżących spraw. Uruchomiono fundację kościelną dla rolnictwa. Na „tablicy” były również rozmowy o więźniach politycznych czy sprawie wieszania krzyży w szkołach. Napór społeczeństwa wobec władzy narastał. Coroczne pielgrzymki wiernych na Jasną Gorę coraz częściej wyrażały wobec niej sprzeciw. Na transparentach zaczęły pojawiać się napisy typu – „Chcemy Polski katolickiej a nie bolszewickiej”.
Co nieco o książce
Siadając do lektury tej książki miałem nikłe pojęcie o osobie księdza Popiełuszki. Szczerze to jego osoba jakoś nie zbudzała mojej sympatii. Choć jestem katolikiem, postawa księdza biorącego czynny udział w polityce, mocno mnie razi. Jak się okazało, te ocenę wystawiłem na wyrost. Podczas lektury książki dowiedziałem się, w jaki sposób wyglądała ta „działalność”. I muszę przyznać, że obraz, jaki wyrobiłem sobie wobec jego osoby, był mocno przekoloryzowany i negatywny. Jak się okazało był on człowiekiem, który wprawdzie stykał się z opozycją, stanowił jej duchową opokę, ale jego udział w polityce, jaki wyniosłem ze szkoły, był zupełnie innej natury.
Zwyczajnie był on zajęty posługą kapłańską, rozniecaniem w sercach wytrwałości, miłości do bliźniego. Nie wzywał ani do powstania czy jakichkolwiek walk, ale wytrwania w duchu katolickiego umiłowania bliźniego. To dosyć dziwne, wobec faktu, że sam był niejednokrotnie szykanowany przez komunistyczny reżim. Pomimo tego, potrafił wyciągnąć pomocną dłoń nawet wobec swoich prześladowców.
Czy był świętym? No cóż – oglądając liczne fotografie zamieszczone w książce, nie sposób nie zauważyć jakiegoś magnetyzmu tej postaci. Ma w oczach coś niezwykłego, jakby nie do końca był obecny tutaj, ale sięgał gdzieś dalej. Ma w oczach jakiś taki nieopisany płomień – ale o tym musicie przekonać się sami. Ja nie jestem w stanie oddać słowami tego, co odczuwałem spoglądając na fotografie – i to poczynając od lat najmłodszych.
Na wielki plus musze przyznać cały ogrom zdjęć i ilustracji. Takie publikacje lubię – świetnie kompilują się z tekstem. Uzupełniają to, czego, zazwyczaj, nie da się ogarnąć wzrokiem. Są na tyle dobrze dobrane, że momentami czuje się obecność cząstki bohatera książki.
Kolejnego plusa daję za wybór tekstów źródłowych. Są naprawdę przemyślanie dobrane. Nie tylko uzupełniają treść, ale również dają świetny wgląd w to, jakim ksiądz Jerzy był człowiekiem. Bez zbędnych infantylności można zrozumieć, co kierowało człowiekiem, który został w przyszłości błogosławionym Kościoła katolickiego.
Tekst, mimo zachwytu nad postacią Popiełuszki, stara się być wyważony. Nie razi „zaściankowością” czy dewocją. Autorka zadbała, aby nie był to pean pokroju legend, tylko rzeczowe ukazanie faktów. I taki zabieg bardzo mi się podoba.
Podsumowując – „Męczennik za wiarę i Solidarność” to pozycja skierowana dla każdej grupy czytelniczej. Nie męczy, specjalnie nie przekonuje nikogo do poparcia wniosków czy światopoglądu Autorki. Sporo faktów – niektóre zabawne, inne nieco przerażające. Gorąco polecam.