Hanna Szczukowska-Białys zadebiutowała w marcu kryminałem 𝑅𝑜𝑏𝑎𝑘𝑖 𝑤 ś𝑐𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒, będącym początkiem serii o komisarzu Bondysie. Poprzednia część w miarę mnie usatysfakcjonowała, chociaż nie wywołała szczególnego zachwytu, uznałam jednak, że skoro to debiut, kolejne książki autorki będą już tylko lepsze. Niestety, chyba obie zostały napisane jednym ciągiem, więc kontynuacja wyszła podobna do pierwszej części i nie wzbudziła we mnie większych emocji, poza chwilami spotkań z psychopatą, gdy uczestniczyłam w jego chorych urojeniach. Nie tego się spodziewałam i jestem trochę rozczarowana. Autorka wplotła w kryminał zbyt wiele wątków obyczajowych i opisów, które tylko niepotrzebnie spowalniały akcję. Na ogół lubię kryminały z rozbudowanym tłem obyczajowym, ale musi być w nich zachowany balans pomiędzy obiema warstwami, a tu tego niestety nie ma.
Wieczne rozczulanie się nad sobą Bondysa, który zamiast zająć się śledztwem, wciąż na nowo wałkuje swoją nieudaną relację z byłą partnerką, wypada mało interesująco. Beata, zamiast prowadzić śledztwo, na które czekała, rozważa, którego z mężczyzn chętniej widziałaby w swoim łóżku. Autorka ewidentnie ma problem z wiarą chrześcijańską, co kilkakrotnie manifestuje, wyśmiewając dogmaty wiary. Drobiazgowe śledztwo, rozwleczone do granic możliwości, niestety nie wyszło książce na plus. Atmosfera lat dziewięćdziesiątych jest jedynie ilustrowana przez daty umieszczone na początku poszczególnych rozdziałów. Tematy poboczne powinny uzupełniać fabułę, a nie ją dominować, co jest niedopuszczalne w powieści kryminalnej. Strony poświęcone zakupom, wysyłaniu paczki czy nietrafionym rozważaniom Bondysa nad wiarą chrześcijańską, tylko dodatkowo spowalniają akcję.
Całość ratują krótkie rozdziały, choć zdarzały się momenty, kiedy wzdychałam zniecierpliwiona z powodu licznych, zbytecznych opisów, które mnie nużyły. Motywacja mordercy, a raczej jego choroba, wydała mi się dość naciągana. Może się mylę, ale to schorzenie niekoniecznie prowadzi do morderstw. Urojenia, omamy, halucynacje czy chłód emocjonalny są jak najbardziej prawdziwe, jednak czy osoby cierpiące na takie schorzenie są zdolne do morderstwa z powodów opisanych w książce? Nie jestem psychiatrą, więc nie mnie to oceniać, ale miałam pewne wątpliwości.
Jeśli ktoś ma ochotę przeczytać całą recenzję "Męczenników na płótnie" to zapraszam na →
https://www.facebook.com/photo/?fbid=835183441925662&set=a.452155363561807 lub tu →
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/meczennicy-na-plotnie/opinia/84934342 ewentualnie tu →
https://www.gildiapiora.pl/recenzja/z-sa-lsc-e