Patrząc na inne opinie, zauważyłam, że wszyscy niemal jednogłośnie twierdzą, że seria o Igorze Brudnym tegoż samego autora, jest zdecydowanie lepsza. Ja nie mam takich porównań, ponieważ "Matnia" to pierwsza książka pana Piotrowskiego, jaką miałam okazję przeczytać.
Oto Zuzanna Krupa, skrzywdzona przez los i swojego jeszcze "chwilę temu" obecnego partnera, nagle zostaje bez pracy, środków do życia i w bliźniaczej, ciąży. Jedyne co ma to przyjaciółka, z którą się zna od dziecka. Agata wychowywana razem z Zuzą w domu dziecka, jest dla niej jak prawdziwa siostra.
Ta oto Zuzka nagle poznaje księcia z bajki, rycerza na białym koniu z bukietem róż i zakochuje się bez pamięci. Rycerz też zdaje się świata poza nią nie widzieć. Mimo pewnych wątpliwości Zuza przeprowadza się do swojego księcia do skrzypiącego domu na skraju wsi i lasu i hołubiona przez ukochanego pławi się w miłości.
Jednak jak się można domyślać i co sugeruje opis, są to miłe złego początki. Bo oto Marek wyjeżdża do Niemiec na jakiś podobno intratny kontrakt, z którego ma być dość kasy, by zapewnić byt swojej rodzinie, jak nazywa Zuzę i "ich" córki.
Teraz właściwie dopiero się zaczyna coś dziać. Do tej pory było tylko mlaskanie, ciumkanie, całowanie i do znudzenia powtarzanie jak to Zuzka uwielbia sprawiać swojemu księciu rozkosz w inny sposób jak ten tradycyjny, co w bliźniaczej coraz bardziej widocznej ciąży jest niewskazane. Ta część trwała zdecydowanie za długo, te powtórki zaczynały mnie porządnie nudzić i już naprawdę niewiele brakowało, bym zaprzestała czytania.
Potem jak wspomniałam, zaczyna być ciekawiej, chociaż absolutnie nie poczułam jakiejś specjalnej grozy. Ani przez chwilę się nie bałam, być może to dlatego, że przeczytałam wiele innych, o niebo straszniejszych książek. Zuzka wydała mi się jakaś mało wiarygodna. Mimo wątpliwości, jakie mieszają w jej głowie, jak w dym daje się wywieść w jakieś dziwne miejsce i zamieszkać z facetem, o którym nic właściwie nie wie i zna go raptem kilka miesięcy. Jednak powiedzmy, że uwierzę, że dorosłe dzieci wywodzące się z domów dziecka, mają taki głód miłości i bycia zaopiekowanym, że to przesłania im całkiem racjonalne myślenie. Chociaż z drugiej strony, Zuza nie raz została już skrzywdzona i tak w ciemno zaufała?
Kiedyś w jakiejś reklamie prym wodził slogan, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Mnie się zawsze to powiedzenie przypomina, kiedy coś jest zbyt idealne, zawsze wtedy węszę jakiś podstęp i szukam przysłowiowego haczyka. A Zuza nic, wszystkich podejrzewała o niecne zamiary, tylko nie tego, kto rzeczywiście był najbardziej czarnym charakterem. Niestety nic nie poradzę na to, że Zuza wydała mi się nie bardzo wiarygodna, mimo zapewnień autora, że tworzenie tej kobiecej postaci, narratorki konsultował z rzeczywistą kobietą.
Książka porusza bardzo ważny kryminalny proceder, którego temat, mam nadzieję, zostanie bardziej rozwinięty w kolejnej części (którą to część, sugeruje zakończenie), ponieważ w tej części autor temat tylko "liznął", wspomniał, naświetlił. Nie zakończone zostały również niektóre wątki.
Nie przeszkadzały mi, o dziwo, tym razem przekleństwa używane w tej książce. Piszę o dziwo, gdyż generalnie, źle toleruję taką manierę. Jednak tutaj ona po prostu pasowała. Niestety, większość ludzi po trzydziestce, a w takim wieku są Zuza i Agata (a to głównie w ich dialogach występują przekleństwa) właśnie tak między sobą rozmawia. Słyszę to w autobusach i na ogródkach moich sąsiadów. Bardziej "normalny" czy wręcz ugrzeczniony język, byłby tutaj zbyt sztuczny.
Reasumując, z racji tego, że jest to pierwsza pozycja tego autora, jaką przeczytałam, z panem Piotrowskim jeszcze się nie żegnam. Książkę oceniam na "dobra", mimo pewnych, że tak powiem niedociągnięć w zbudowanych postaciach. Z plusów, dodam, że najbardziej podobała mi się postać Agaty i scena z przeręblem na zamarzniętym jeziorze.👌