Książka zapadająca w pamięci na bardzo długo. Takie tematy powinny być szeroko opisywane, badane i nagłaśniane aby nigdy więcej nie miały prawa zaistnieć.
Na wzmianki o tym obozie trafiałem kilkukrotnie w przeczytanych książkach ale po raz pierwszy trafiłem trafiła w moje ręce książka stricte dotycząca dziecięcego obozu w Łodzi. Z tego opracowania dowiedziałem się o ogromnej przewrotności pomysłodawcy stworzenia tego miejsca: umieszczenie obozu na terenie innego obozu (w tym wypadku getta) oraz "płacenie więźniom" obozu zewnętrznego jedzeniem za wyłapywanie uciekinierów z wewnętrznego. W moim odbiorze taki zabieg ze strony okupanta jest swego rodzaju jaskrawym dowodem na to, że nawet dla zatwardziałych hitlerowców "walka" z bezbronnymi dziećmi nie stanowiła powodów do dumy. Woleli oni więc "ukryć" te swoje działania za murami getta a strażników rekrutować w większości wśród folksdojczów.
Koszmarem jest fakt iż wiek "więźniów" był tylko formalnością. Z założenia miały to być dzieci w wieku od kilku do 16 lat. W praktyce, czego dowiadujemy się z treści książki, trafiały tam również kilkumiesięczne niemowlęta! Niedożywione dzieci zmuszane były do wielogodzinne pracy np. przy prostowaniu igieł z Łódzkich zakładów przemysłowych, szyciu elementów ubrań dla żołnierzy, wyplataniu mat dla wojsk pancernych czy prac polowych.
W moim przypadku odbiór przekazu niesionego przez tę książkę utrudniały często pojawiające się powtórzenia. Rozumiem, każde dziecko odbierała określone wydarzenia na swój indywidualny sposób. Niestety u czytelnika po pewnym czasie może to doprowadzić do swego rodzaju znieczulenia, oderwania czy nabrania dystansu.