Zacznę od tego, że to nie jest pozycja dla osób, które nie lubią w książkach mrocznych wątków, a powiedziałabym nawet mocno popieprzonych. To trzeba poczuć, a nawet czasami postawić się na miejscu głównego bohatera.
Uwielbiam trójkąty, a w sumie to bardziej kiedy jest główna bohaterka i kilku mężczyzn, z którymi łączą ją nie tylko stosunki przyjacielskie. Nic dziwnego, że mam niedosyt po “Credence”. “Malice” to nie jest zwykła książka. Ta przesiąknięta bólem po stracie, pozycja pozostawia nas z pytaniami i nierozwiązanymi zagadkami.
Juliet, bo tak a na imię nasza główna bohaterka, ma przyjaciółkę – Vicky. Wszystko fajnie, gdyby nie te trzy najważniejsze zasady, które ustaliły na początku znajomości. Dla mnie już jest to trochę podejrzane, serio. Vicky mnie wkurzała, zresztą Juliet trochę też, jednak nie tak jak ta pseudo przyjaciółka – jak lubię ją sobie nazywać w myślach. Juliet przypadkowo wręcz poznaje kogoś z życia przyjaciółki i zaczyna się zabawa – dosłownie. Wykreowanie bohaterów, tak różnych, a zarazem tak emocjonalnych to nie lada wyzwanie. Wszyscy mają swoje upodobania, są “kimś”. Każdego polubiłam (oprócz wiadomo kogo xD).
Powiem Wam szczerze, czytało mi się bardzo szybko, wręcz za szybko. Czasami miałam wrażenie, że czytając coś pominęłam, bo niektóre sytuacje zostawiły mnie z dziwnymi pytaniami. W niektórych momentach wzruszyłam się, a w niektórych byłam mocno zdziwiona. Znajdziecie tutaj naprawdę dobrą akcję, plot twist i zajeb...