Skoro było o "Dżinie" to czas opowiedzieć coś o "Maleficjum". Opinie w nieprawidłowej kolejności, jednak wyjątkowo książki czytałam po kolei.
Zacznę od tego, że nie czytam opisów książek, więc nie miałam pojęcia co mnie czeka na kartach powieści i byłam mocno zaskoczona dostając powieść przygodową osadzoną w XVI wieku, na Malcie. Bruno Calazzo, jest młodym joanitą niezbyt cieszącym się sympatią czy szacunkiem innych rycerzy zakonu, a którego sytuacja diametralnie się zmieni (i to wcale nie na lepsze) po ataku tureckich piratów.
Nie powiem bym od razu zapałała sympatią do głównego bohatera, ale zaintrygował mnie swoim zachowaniem i specyficznymi umiejętnościami. Z każdą kolejną stroną z coraz większym zaciekawieniem śledziłam jego losy i zastanawiałam się jakie jeszcze trudności przyjdzie mu pokonać, by poznać tajemnicę swojej rodziny. A tych na swej drodze napotkał niemało!
"Maleficjum" to intrygująca powieść łącząca w sobie cechy wielu gatunków. Mamy trochę fantastyki, trochę przygodówki, trochę intrygi i napięcia rodem z thrillerów, ale przede wszystkim mamy ogromną dawkę dobrej zabawy i poczucia humoru. Dla mnie to połączenie idealne. Książkę czyta się błyskawicznie, choć wymaga ona pewnego skupienia, gdyż jak już wspomniałam Autor nie oszczędza swojego bohatera i stawia przed nim sporo wyzwań. Całość lekka i zabawna idealnie nada się na pochmurne popołudnie.
Ja jestem kupiona sposobem w jaki pisarz prowadzi narrację i kreuje bohaterów. Za mną obie części trylogii maltańskiej i już nie mogę doczekać się kiedy poznam kolejne przygody Brunona i jego przyjaciół.