Bożydar Antoni Jekkiełek zaczyna czwartą klasę i okazuje się, że to nie przelewki. Wystarczy rzut oka na nowy plan lekcji, pełen groźnie brzmiących przedmiotów oraz pierwsze spotkanie z posępnym wychowawcą (zwanym Cebulonem), by Bożek zaczął wątpić, czy aby na pewno ten rok będzie przyjemny. W domu również czekają go niespodzianki – tyle że bardziej logistyczno-fantastycznej natury. Tuż po generalnym remoncie całego starego domostwa – które jest jednocześnie pensjonatem dla istot nadprzyrodzonych – do komody w korytarzu wprowadza się gromadka bardzo rezolutnych i wygadanych krasnoludków. Do tego chłopiec zyskuje nową koleżankę z ławki, a w szkole zaczyna się dziać coś niepokojącego i mrocznego…
Marta Kisiel po raz kolejny zaprasza młodych czytelników do swojego zabawnego, ciepłego i kompletnie szalonego świata, w którym czeka na nich mały anioł z kubkiem kakao oraz garść niezwykłych i trochę niebezpiecznych przygód. I choć świat ten na pierwszy rzut oka może nieco różnić się od tego, który dzieciaki znają na co dzień, to już problemy, z którymi borykają się bohaterowie brzmią dużo bardziej znajomo.
Jak zwykle autorka nie szczędzi śmiesznych dialogów i przezabawnych opisów i komentarzy, z których pewna część jest jakby puszczaniem oka do dorosłego czytelnika. To jest chyba jedna z najfajniejszych rzeczy w stylu Marty Kisiel – rozbawi wszystkich, zarówno dzieci jak i dorosłych (patrz: wujek Bożka, który wygląda „jak Kubuś Puchatek po przejściach, który z niejednej dziupli miodek jadł”). Szczególnie udanym dodatkiem okazały się w tej części wspomniane wcześniej krasnoludki, które tytułują Małe Licho „kierownikiem” i wygłaszają mowy typu: „Oferujemy szeroki wachlarz usług wszelakich, szybko, podstępnie, dyskretnie. Dziewięciu klientów na dziesięciu szczerze poleca. Dziesiątym już się zajęliśmy”.
Naprawdę wcale nie trzeba być dzieckiem, by dać się zauroczyć światu stworzonemu przez Martę Kisiel i chętnie do niego wracać żeby pośmiać się beztrosko, ogrzać duszę i tak sobie po prostu troszkę pobyć w tym dobrym, ciepłym, otwartym domu, pełnym życzliwych ludzi, stworów i glutów, gdzie każdego akceptuje się dokładnie takim, jaki/ jaka jest – bez względu na to, czy ma macki, skrzydła, ogonek czy problemy w szkole.