Zastanawiam się jak o kobiecie, wulkanie energii, istocie, która po mimo wieku nadal potrafi zaskoczyć fanów napisano tak nudną biografię. To dopiero sztuka!
Kolejne rozdziały to "przerabianie" dyskografii. Punkt po punkcie omówione kolejne utwory danego krążka, coś tam napomknięte w tle o trasach koncertowych i rolach w filmach. Zupełnie bez emocji, jakby autorów niewiele interesowała postać samej wokalistki. Wydawało mi się, że ten, kto zabiera się za pisanie o jakimkolwiek muzyku ma do niego widoczny emocjonalny stosunek. Czasem tego typu książki są pisane z fanatycznym wręcz uwielbieniem do przedstawianej osoby, bądź z piętnującą nutą to czy owo w życiu prywatnym lub scenicznym. A tu nic. Jak na lekcjach polskiego, gdy nauczyciel prosi o wyrażenie opinii np. o wierszu, a my nie czujemy nawet mrowienia na jego wspomnienie, nic nas z tym nie łączy i jedynie po łebkach możemy zabrać się za interpretację od strony formalnej. A to, co zaprezentowali Autorzy biografii Madonny? Nawet geniusz światłych można w ten sposób przyćmić.
Do tego jeśli już brać się za takie opisywanie, to przy każdym kolejnym albumie, czy trasie koncertowej albo filmie, w którym Madonna występowała można by zamieścić zdjęcia. Nawet wypadałoby. Prawda? Tego tu naprawdę brakowało, a mogło by w znaczący sposób podnieść walory książki. Zamiast pisać w co była ubrana, jak wyglądały sceny kręcenia clipów powinno się opatrzyć zdjęciem dane wywody, to zilustrowało by najpełniej styl wokal...