„Moja przygoda z Litwą zaczęła się v połowie lat 70., kiedy jako młody doktor z Uniwersytetu Jagiellońskiego spędziłem dwa tygodnie na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wileńskiego, noszącego wówczas imię litewskiego komunisty Kapsukasa. W latach 1992-1996 byłem Ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie i w Wilnie spędziłem cztery i pół roku. Przez ostatnich kilkanaście lat, podróżując także po Ukrainie i Białorusi, miałem możliwość konfrontacji legendy Kresów (w której się wychowywałem) z rzeczywistością. Miałem możliwość zobaczenia wielu rzeczy z bliska, jak również spokojnego ich przemyślenia. Miałem też okazję swoimi spostrzeżeniami podzielić się z wieloma ludźmi, z którymi rozmowa lub korespondencja niejednokrotnie korygowała moje poglądy na wiele spraw, które umownie nazwać można kresowymi. Wiem, że moje poglądy nie spodobają się wielu i to nie tylko zagorzałym narodowcom, ludziom cierpiącym na chroniczną ksenofobię, żyjącym w zamkniętym zaścianku. Liczę się z tym, że nie spodobają się także wielu zacnym ludziom, którzy żyją legendą swoich Kresów. Moja podstawowa teza jest następująca: my, Polacy, nie jesteśmy jedynymi dziedzicami tradycji dawnej wielkiej Rzeczypospolitej. Równie uprawnionymi dziedzicami są Litwini, Białorusini czy Ukraińcy. Jeśli to założenie uznamy, większość sporów o tradycję straci po prostu sens. Wolni od tego obciążenia, będziemy mogli łatwiej razem z Litwinami, Ukraińcami czy Białorusinami budować swą przyszłość w Europie. Wejście Polski (także Litwy) do Unii Europejskiej i NATO powoduje, że nasza polityka wschodnia wskoczyć musi w nową fazę. A jaka była ona dotychczas? Jakie były realne stosunki polsko--litewskie w ostatnich latach? Czy wykraczały one po/a rytualne gesty i deklaracje? Co dalej? Pilnie potrzebna jest nowa wizja naszych stosunków ze wschodnimi sąsiadami. Co nam przeszkadza w budowie takiej wizji? Czy oprócz braku wyobraźni także brak odwagi i uwikłanie w przeszłość?\" |an Widacki, ze wstępu