Gdyby przyszło mi scharakteryzować poetę Marka Kubickiego na podstawie niniejszego zbioru wierszy, określiłabym go jako miłośnika języka polskiego, a także poetę, którego paleta środków wyrazu zdaje się mieć nieskończoną liczbę odcieni.
Tytuł tomiku „Listy z jawy do snu” jest swego rodzaju wizytówką, zaproszeniem do zanurzenia się w świecie emocji. Balansując nierzadko na granicy snu i jawy, autor ukazuje różne oblicza miłości. Bywa ona słodko-orzeźwiająca niczym rambutan, sensualna, intymna, delikatna, tajemnicza. Ukazana żartobliwie zachwyca lekkością, utkana z tęsknot wybrzmiewa w takt bicia serca, zrodzona z fantazji szybuje ponad rzeczywistością. Wyczekiwana, spełniona, utracona, odnaleziona. Poezja Marka Kubickiego odzwierciedla nie tylko jego wyjątkową wrażliwość czy też niebanalne ujęcie motywu miłości, wskazuje również na sprawność liryka w operowaniu słowem. Odnajdziemy tutaj określenia, które we współczesnym świecie są coraz rzadziej używane („kantylena”, „sztambuch” i liczne inne – pieczołowicie kolekcjonowane, oczyszczane z grubych warstw zapomnienia – w tomiku poety po prostu błyszczą), a także ujrzymy zręczną zabawę słowem („wirus AMORE”, „kochać zupełnie bezobjawowo”, „coranność”, „naszość”, „ćwierkorzyć”).
Marek Kubicki w „Listy z jawy do snu” udowadnia, że tworzenie poezji to coś więcej aniżeli budowanie strof, zmaganie się z rymami, poszukiwanie natchnienia. Tworzenie poezji jest stylem życia.