"Wszystkie religie wymyślono po to, by ułatwić ludziom myśl o śmierci [...] Fakt, że koniec końców każdy umiera, nie podoba się nikomu, musieli wymyślić jakąś przyszłość"
Trzeci i ostatni (na szczęście) tom trzypokoleniowej sagi o mieszczańskiej rodzinie Cazaletów. Mam wrażenie, że to część najnudniejsza. Mały plusik za to, że na początku zamieszczone jest streszczenie dwóch poprzednich części, dzięki czemu mogłam sobie przypomnieć, to co już zdążyłam zapomnieć. Ponieważ nie jest to pozycja, którą się specjalnie długo pamięta.
Właściwie to ciągle się zastanawiałam gdzie ta wojna ?? Gdzieś w bardzo, bardzo, bardzo dalekim tle. A zdanie z opisu "Dramat, jaki przeżywa świat, staje się stopniowo ich osobistym udziałem", jest w mojej ocenie mocnym nadużyciem. Coś tam, gdzieś tam, jakieś przywołane, wzmianką obozy zagłady, zaginieni w akcji żołnierze i radiowe wiadomości. Brak nowych sukienek, bo materiały na nie, są na specjalne talony. Obiady wciąż z trzech dań włącznie z deserem, tylko troszkę "uboższe". Jak sobie to zestawię z tym co się wtedy działo w Polsce, to aż mi się pięści zaciskają ze złości.
Wojna w tle, a co na planie pierwszym ? Ano, restauracje, koncerty, wesele na 400 osób, ciągły shopping, strojenie się, przyjęcia, nauka malowania się szminką, bo "trzeba się wprawiać" i tym podobne "wojenne" rozrywki. Snobizm, snobizm i jeszcze raz snobizm. Dobrze, że saga skończyła się na trzecim tomie, wraz z zakończeniem wojny, bo kolejnego tomu chyba...