Grupka przyjaciół – przyszłych artystów kończących naukę w popularnym „plastyku” – przypadkowo krzyżuje plany pewnego fałszerza dzieł sztuki. Fałszerzem tym okazuje się szkolny kolega… ich nauczycieli od przedmiotów artystycznych. Sytuacja się komplikuje, kiedy ktoś wplątuje młodzież w aferę narkotykową… Podwójne śledztwo (a bywa, że i potrójne), niezwykłe (dla zwykłych śmiertelników) lekcje w plastyku, plenerowe imprezy, wielkie miłości (i mniejsze miłostki), wartość prawdziwej przyjaźni, ale przede wszystkim prześmieszne dialogi, naturalne i żywe postaci oraz spory kawałek wiedzy o tym, jak funkcjonuje współczesny rynek dzieł sztuki – to niewątpliwe atuty tej historii. Szanowni Czytelnicy! Napisałam tę opowieść, ponieważ sama jestem absolwentką plastyka i czasy szkoły średniej wspominam z coraz większą nostalgią i coraz szerszym uśmiechem. Ale postanowiłam podzielić się wspomnieniami z tamtych lat między innymi dlatego, że zbieram środki na leczenie mojej Siostry. Każdy zakup egzemplarza tej książki przyczyni się do kontynuacji Jej leczenia, odobnie jak przekazanie na konto Fundacji Gwiazda Nadziei KRS 0000298237 1% podatku z dopiskiem dla Aleksandry z przeznaczeniem na refundację zakupionych leków – za każdy rodzaj wsparcia będziemy bardzo wdzięczne!!! Z podziękowaniami Autorka –Twoja mama? Weszła na drzewo?! –Ico się tak głupio dziwicie? No weszła, weszła, nawet dosyć wysoko, pokazywała nam… Jak się człowiek wystraszy, to nie takie rzeczy może zrobić… –Aten dzik co? Hania zaczęła się śmiać. –No właśnie, skórkojad poszedł za nią, stanął pod drzewem isię gapił. Normalnie stał, zadzierał głowę imu oczy zorbit wyłaziły. Dobry kwadrans to trwało! Moja mama myślała, że nigdy ztego drzewa nie zejdzie… –Pewnie, że się gapił, rzadki widok wkońcu… –zauważył Paweł, nie mogąc otrząsnąć się ze zdziwienia, bo wszyscy znali panią Jastrzębską jako elegancką izadbaną kobietę ijakoś trudno im było wyobrazić ją sobie siedzącą wysoko na drzewie, zdzikiem pod nogami. Otym, że po pozbyciu się intruza, któremu wkońcu znudziła się atrakcja, zejściu zdrzewa (co przyszło znacznie trudniej niż wejście) idotarciu do działki mama Hani urżnęła się pozostałymi po jakiejś imprezie resztkami whisky idżinu, wramach prób powrócenia do równowagi psychicznej, na szczęście nikt nie wiedział. Fragment tekstu