Zima, święta za pasem, biorę w obroty „Księgarenkę...”. I jest uroczo i słodko, zamiast śniegu cukier puder sypie się z nieba. Około-wigilijne, klimatyczne opowiastki, a w nich przepis na udane święta: obowiązkowa choinka, gotowanie, książkowe prezenty, rodzina lub zwycięska walka z samotnością, nadzieja na lepsze jutro, wszak wiadomo - jaka Wigilia, taki będzie cały przyszły rok.
Klamrą spinającą te 7 świątecznych odsłon jest staromodna księgarenka przy ulicy Wiśniowej, z jej właścicielem Alojzym - uroczym starszym panem, który każdemu ze swoich zaprzyjaźnionych klientów (albo jak woli mówić: gości) wręcza świąteczny prezent - książkę, która ma zmienić ich życie na lepsze. Zmieni? No pewnie! I to w świetnym stylu. Do tego służą przecież takie świąteczne opowiadania. Mają przynieść nadzieję, wiarę w poprawę losu i w marzenia, które się spełniają.
Pomimo, iż każde z 7 opowiadań napisał inny autor, niespodzianką jest ostatnie opowiadanie, gdzie w finałowym happy - endzie splatają się losy wszystkich bohaterów. A że opowiadania i wszystkie razem, i każde z osobna, a szczególnie zakończenie naciągane jest i naiwne? A komu to przeszkadza? Raz do roku tak ma być!
Ile razy można wysłuchać „Last Christmas”, czy „Jest taki dzień”? Więc w trakcie żmudnych świątecznych przygotowań, zamiast odtwarzania świątecznej muzyki, słuchałam perypetii bohaterów „Księgarenki…” Obszernych fragmentów wraz ze mną wysłuchali pomagający mi domownicy, słuchała choinka w trakcie ubierania, polerowane kryształy i klamki, prasowany świąteczny obrus. Słuchały i pierogi, które prawie lepiły się same i gotujący się mak, który z wrażenia trochę się przypalił, a zupa wykipiała. Tylko sernik narzekał, że go zamknęli w dźwiękoszczelnym piekarniku i trochę go ominęło.
Książka świetna na przedświąteczny czas, a że nie jest trudna w odbiorze i nie wymaga skupienia, wręcz idealna do tego, by przygotowania upłynęły w świąteczno - czytelniczej atmosferze. Słuchawka do ucha i do roboty.
Co odróżnia tę lekturę od innej literatury związanej ze świętami? Coś, co my wszyscy, którzy jesteśmy związani z LC, kochamy najbardziej - KSIĄŻKI. Mądre, ponadczasowe, z przesłaniem. Od „Opowieści wigilijnej” i „Kubusia Puchatka” poprzez „Zabić drozda”, „Małego Księcia” i „Błękitny zamek”, aż po „Alicję w krainie czarów” i wiersze Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej. To była czysta przyjemność.
Dzięki temu, że książka jest również audiobookiem, znalazłam na nią czas w gorącym, przedświątecznym okresie. Gdybym nie miała audiobooka, sięgnęłabym pewnie dopiero po świętach po e-booka, bo kilka lat temu zakochałam się w czytniku. Czytanie w tej formie nie ma dla mnie żadnych wad. No, prawie żadnych. Doskwiera mi bowiem to, że bardzo rzadko odwiedzam księgarnie. I nie wiem, czy gdybym znalazła taką zaprzyjaźnioną księgarenkę z panem Alojzem, to nie szurnęłabym czytnika w kąt i wróciłabym do papierowych wydań. Ech… !