Było w tym człowieku tyle rozmaitych cnót, talentów, zamiłowań, że tylko Boża pomysłowość mogła to wszystko logicznie i harmonijnie połączyć w jednej osobie. Ten, spędzający godziny i dni w bibliotekach szperacz, historyk sztuki sakralnej, erudyta i koneser był zarazem wspaniałym kaznodzieją i rekolekcjonistą. Ten autor wierszy drążących tajemnice śmierci i przemijania był jednocześnie pełnym humoru entuzjastą życia towarzyskiego, smakoszem, pływakiem. Był Europejczykiem znającym muzea całego kontynentu, wytrawnym uczestnikiem kongresów i seminariów, a jednocześnie miłośnikiem i znawcą własnej ťmałej OjczyznyŤ, tych okolic między Lubawą, Tczewem, Pelplinem. Był samotnikiem szukającym ciszy, aby szlifować formę wierszy i budować myślowe konstrukcje swojej eseistyki, i był kochającym młodzież wykładowcą, traktującym z przyjaźnią i powagą pierwszorocznych kleryków, świetnie czującym się wśród młodych. Piotr Wojciechowski