“Krew pod kamieniem” Jana B. Bełkowskiego w jednej książce łączy komedię kryminalną z powieścią, której intryga sięga przeszłości i zawiera elementy sensacji dając debiut, który nie tylko wypada naprawdę dobrze, ale i daje powiew świeżości tak potrzebny w tym gatunku literackim! Większa część akcji toczy się w Toruniu i opiera na śledztwie mającym na celu rozwiązanie zagadki śmierci dyrektora muzeum, do której doszło rok wcześniej - sprawa jest tak trudna do ruszenia, że w końcu przyjeżdża delegacja z Komendy Głównej w Warszawie w postaci Jakuba Laskowskiego i młodej policjantki Aleksandry Bereszyn. To nie tylko dobrzy śledczy i sprawny duet, ale przede wszystkim genialne kreacje, które niosą ogromne pokłady humoru! Szczególnie Laska, czyli Laskowski z jego zamiłowaniem do bajkopisarstwa na poczekaniu, głównie w czasie rozmów ze świadkami… Sama intryga kryminalna oparta jest o historię z przeszłości, pojawiają się zresztą retrospekcje, które ją uzupełniają, a akcja toczy się przyjemnym umiarkowanym tempem, w którym jest czas i na zagadkę, i na dobre żarty. Całość fabularnie prowadzona jest bardzo zgrabnie, z dużym wyczuciem, które jest wyjątkowo ważne w komedii - humor jest odważny, ironiczny, pełny nawiązań do naszej znanej rzeczywistości, przywodzi trochę na myśl Monty Pythona, którego sam autor jest fanem. W książce widać też to, że i z polskim kryminałem jest za pan brat – kiedy tylko jest tu temu okazja, przez powieść przewijają się znane polskie powieści kryminalne i wzmianki o ich autorach. Przyznam, że bawiłam się w czasie lektury świetnie, w większości nie pamiętając w ogóle, że mam do czynienia z debiutem. Już czekam na więcej!