Trudno mi zapisać dane tu doświadczenie czytelnicze. Obcuję z czymś wybitnym, tyle wiem. Nie są ważne „pomysły na opowiadanie”, ważna uroda słów, niemal dźwiękowa i plastyczna, a potem samorodne, kruche piękno przemyśleń, ich niezwykła naturalność, prosta prawda. Chce się być w tych słowach. Chce się brać na siebie tę mimowolną wagę i odkrywczość przemyśleń – autor tak wiele zostawia dla czytelnika, tak wiele miejsca, przestrzeni. Z biegiem czasu (i lektury) ta przestrzeń gęstnieje, od niespodziewanej wzajemności, od wspólnego oddechu, od współpracy wspomnień i doznań, od niewidzialnych więzów, które zadzierzgają się z każdym następnym zdaniem. Symbole, obrazy, sytuacje, a nawet puste miejsca (celebrowana niekiedy cisza, milczenie) wychodzą sobie naprzeciw, nie ustępując w dążeniu, w „przedzieraniu się do samodzielnego życia” w głowach czytelników.
Karol Maliszewski