Przystępowałam do drugiej części z pewną nadzieją na wciągającą i interesującą akcję, mimo że Księżniczka z lodu mocno mnie zawiodła, ale każdy w końcu zasługuje na drugą szansę. Efekt jest taki, że jest NIECO lepiej jeśli chodzi o pomysł na fabułę, ale na tym zalety się kończą. Czytanie Kaznodziei bardzo szybko było dla mnie męczarnią i od połowy już przelatywałam oczami po zdaniach.
Sama w sobie książka jest, tak jak poprzedniczka, nudna do bólu, rozwleczona fabularnie i stanowiąca bardzo kiepski wybór na wyjście z blokady czytelnicznej. Wątki obyczajowe, mające tutaj duże znaczenie, chociaż trochę mniejsze niż w poprzedniej części, zabijają na dobrą sprawę cały rytm czytania. Brakuje jakiegoś narastającego napięcia, scen takich, że czytamy uważnie każde zdanie, ale jednocześnie jak najszybciej chcemy się dowiedzieć co się zaraz wydarzy, czyli to, co w kryminałach lubię najbardziej.
Dialogi nie raz brzmią źle, a mało tego istnieją tu wątki wprowadzone chyba tylko po to, żeby nabijać objętość albo dać Erice więcej ‘’czasu ekranowego’’, bo nie miały one kompletnie znaczenia ani dla wątku kryminalnego ani nawet obyczajowego. Jeśli autorka chciała coś pokazać w ten sposób czytelnikowi, to nie wierzę, że nie było na to milion lepszych i ciekawszych pomysłów, które nie sprawiają, że ma się ochotę rzucić książką o ścianę po 50 stronach. Dla mnie to była wręcz grafomania.
Widzę tutaj tę, jakby nie patrzeć, tanią i wielokrotnie wykorzystywaną sztuczkę czyli, np. bohater dowiaduje się czegoś przełomowego, ale czytelnicy dowiedzą się co to za jakieś 20 stron. Mi to aż tak nie przeszkadza (ale z umiarem, tu go nie było), lecz tylko pod warunkiem, że w między czasie dzieje się coś ciekawego. A doświadczyłam emocji jak na grzybobraniu.
Mam też wrażenie, że mimo bardziej interesującej i bardziej intrygującej historii jeśli chodzi o część kryminalną, było to wszystko dużo bardziej przewidywalne, a te zwroty akcji nie robiły w ogóle wrażenia. Pomijam większą ilość irytujących bohaterów i kolejnego karykaturalnego policjanta, brakowało tylko irytującego dziennikarza i prawie byłby komplet do sztampowej obsady kryminału. Nawet kto jest mordercą dość łatwo zgadnąć.
Psychologicznie postacie też nie wypadają wiarygodnie, niektóre znowu karykaturalnie, niektóre głupio. Siostrę Eriki to zostawiam już nawet bez komentarza.
Wysokie oceny tej serii pozostaną dla mnie niezrozumiałe, a sama myśl czytania kolejnej części sprawia, że przewracam oczami, więc nie będę już marnować na to czasu. Może kiedyś dam serii trzecią szansę. Może. I kiedyś.