Na kończący się urlop wybrałam książkę, która z założenia powinna być lekka w odbiorze. Czy moje przeczucia okazały się słuszne? Oczywiście, choć i tutaj znalazłam bardzo sympatyczny wątek, ale po kolei.
Bohaterka jest Wanda Guzik, kobieta w kwiecie wieku, która wychowuje syna nastolatka i zajmuje się domem. Choć jest w związku małżeńskim już wiele lat, to jednak nie podjęła do tej pory pracy zawodowej. Niestety przewrotny los sprawia, że z dnia na dzień musi zmierzyć się z utrzymaniem siebie i syna oraz koniecznie znaleźć pracę, bo jej małżonek wybrał sobie młodszy model.
I tu czas na kolejny chichot losu, bo Wanda trafia na panią Sabinę, która prowadzi nomen omen biuro matrymonialne. I tu następuje seria mniej lub bardziej przewidywalnych wydarzeń, za to okraszonych dużą ilością zabawnych sytuacji.
Książka w swojej lekkości niesie jednak dwie dosyć ważne przesłanki, a mianowicie: wychowywanie nastolatka nie musi wiązać się z koszmarem jak to często przedstawiają różni mądrzy. Czasem trzeba po prostu otworzyć się na to, co maja nam do powiedzenia, a mają i to mądrych rzeczy. Kolejna sprawa: są znakomitymi obserwatorami nas dorosłych, o czym przekonała się nasza bohaterka. Warto dać szansę naszym stosunkom.
I jeszcze jedna rzecz, zauważmy wśród nas osoby starsze i samotne. W codziennym pędzie zapominamy o sąsiadce, babci, teściowej, a oni czekają może niekoniecznie od razu na miłość, ale na możliwość spotkania się z innymi pijąc herbatę i jedząc pyszną szarlotkę.
I tak z pozornie lekkiej lektury można wysunąć kilka przemyśleń dla siebie i postarać się zobaczyć ciut więcej niż tylko koniec własnego nosa, choćby był najpiękniejszy na świecie.