Jodorowsky - w komiksie podobnie jak w filmie - dość często chyba szokuje odbiorców: nagością, wyuzdanym seksem, surrealnym okrucieństwem, bywa, że i kazirodztwem. Niekiedy też kompletnie bezsensowną przemocą i swego rodzaju kultem zła. Fabuła Juana Solo wydaje się nieco bardziej skomplikowana psychologicznie, mimo że występują w niej wszystkie te typowe dla Jodorowsky'ego elementy. Tytułowy Juan od dzieciństwa chce sobie radzić sam w życiu - czyli solo. Po tym, jak został odrzucony, wręcz wyrzucony na śmietnik przez rodziców, sam odrzuca wszelkie więzy - nie istnieje dla niego przyjaźń ani miłość. Służy gangsterom, pnie się po drabince okrucieństwa, eliminując zarówno konkurentów, jak i kolegów - wobec nikogo nie jest lojalny, nawet chyba wobec siebie - aż popada w niełaskę i musi uciekać. Ale, dotychczas wyrachowany i sprytny, robi to jakoś zupełnie bez głowy, szastając pieniędzmi i niszcząc środki tejże ucieczki, aż do momentu i miejsca, w którym pieniądze nie mają żadnej wartości.
No i rozumiem, że prosty meksykański chłop nie zna wartości diamentów, ale pozostanie dla mnie tajemnicą, dlaczego prostytucja ma być lepsza niż diamenty także w mieście? W drugiej części komiksu obserwujemy już nie awans, jak w pierwszej, lecz stopniowy upadek bohatera. Najciekawszy jest chyba motyw wymuszonej (?) ekspiacji za dotychczasowe życie, wzgl. samoofiarowanie się niewierzącego w nic człowieka wyimaginowanemu bogu w imię ochrony swoich dobroczyńców - prostych Indian - wierzący...