Książka jest nie tylko poradnikiem, ale i niezbędnikiem bez którego nie może obejść się każdy, kto chce mądrze i roztropnie wychowywać swoje dzieci.
Autor opisuje psychologiczne i relacyjne "wirusy", które popychają rodziców do obdarzania dziecka nadmiarem miłości; analizuje sposób powstawania tychże wirusów; radzi jakie obrać strategie, środki i metody, aby wyleczyć się z "nadmiaru" miłości.
Czy można zbyt mocno kochać własne dzieci?
Owszem, wiele mam kocha zbyt mocno.
Problem w tym, że myśląc, że bardzo kochają, kochają w sposób niewłaściwy.
A gdy pojawia się poczucie rezygnacji, syndrom wyczerpania się całej energii, wtedy pojawia się cień wątpliwości, że może gdzieś po drodze popełniło się jakiś błąd. Przychodzi wtedy pełne rozczarowania i frustracji, cierpienie, które jest zupełnie niewłaściwe, ponieważ nikt nie ma prawa doprowadzać do takiego stanu mam, nawet dzieci.
Zadają sobie pytanie: czy naprawdę konieczne było pozwolić się wycisnąć do ostatniej kropli, aby dobrze wychować dzieci? Czy naprawdę matczyna miłość tego wszystkiego wymaga?
Analizują swoje wycieńczające starania i pojawia się poczucie, że być może były zbyt obecne, zbyt dyspozycyjne, również wtedy, gdy być może nie było to ani właściwe, ani tym bardziej konieczne.
Nachodzi je wątpliwość, czy nie były – jak same mówią - „trochę zbyt dobre”.
Autor opisuje psychologiczne i relacyjne "wirusy", które popychają rodziców do obdarzania dziecka nadmiarem miłości; analizuje sposób powstawania tychże wirusów; radzi jakie obrać strategie, środki i metody, aby wyleczyć się z "nadmiaru" miłości.
Czy można zbyt mocno kochać własne dzieci?
Owszem, wiele mam kocha zbyt mocno.
Problem w tym, że myśląc, że bardzo kochają, kochają w sposób niewłaściwy.
A gdy pojawia się poczucie rezygnacji, syndrom wyczerpania się całej energii, wtedy pojawia się cień wątpliwości, że może gdzieś po drodze popełniło się jakiś błąd. Przychodzi wtedy pełne rozczarowania i frustracji, cierpienie, które jest zupełnie niewłaściwe, ponieważ nikt nie ma prawa doprowadzać do takiego stanu mam, nawet dzieci.
Zadają sobie pytanie: czy naprawdę konieczne było pozwolić się wycisnąć do ostatniej kropli, aby dobrze wychować dzieci? Czy naprawdę matczyna miłość tego wszystkiego wymaga?
Analizują swoje wycieńczające starania i pojawia się poczucie, że być może były zbyt obecne, zbyt dyspozycyjne, również wtedy, gdy być może nie było to ani właściwe, ani tym bardziej konieczne.
Nachodzi je wątpliwość, czy nie były – jak same mówią - „trochę zbyt dobre”.