Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wyglądałby medyczny „Pudelek” w czasach średniowiecza, to Jak dawniej leczono jest dokładnie tym, czego szukasz. Nathan Belofsky serwuje nam fascynującą, a jednocześnie przerażająco zabawną podróż po historii medycyny – pełną absurdalnych metod leczenia, groteskowych diagnoz i nieprawdopodobnych wniosków, do jakich dochodzili dawni „specjaliści”.
Toż to nie książka medyczna, to kronika medycznych absurdów!
W przeciwieństwie do klasycznych opracowań historycznych, książka Belofsky’ego nie jest zbiorem suchych faktów, przepisów na średniowieczne nalewki czy przedruków kornik. Zamiast tego dostajemy lekką, anegdotyczną narrację, pełną opowieści o tym, jak dawniej „leczono” pacjentów, choć na dobrą sprawę nie wiem czy to określenie jest właściwe, biorąc pod uwagę nikły medyczny potencjał większości przytaczanych metod.
Autor przedstawia dawne metody leczenia nie jako wynik ignorancji, ale raczej desperacji i kreatywności w najgorszym wydaniu. Czytelnik szybko zauważa, że w przekazywanych fragmentach lekarze usilnie próbują znaleźć lekarstwo na kolejne dręczące ludzkość choroby bazując na wierze, magii i szczęśliwym trafie, jednocześnie jak najmniej zbliżając się do swoich pacjentów – Dotykanie? Fuj, kto to słyszał!
W praktyce oznaczało to dla pacjentów: przyżeganie hemoroidów, wąchanie odchodów czy noszenie na szyi fragmentów martwych zwierząt, by tylko pozbyć się uciążliwych dolegliwości. Lekarze byli niemal bezkarni, a każdy błąd w sztuce leczenia zwalali na niewłaściwe ułożenie gwiazd czy niewłaściwe humory ciała.
Jednym z największych Jak dawniej leczono atutów jest to, że każda strona skrywa kolejne kuriozalne pomysły medyczne, które dzisiaj uznalibyśmy co najmniej za szaleństwo. Weźmy na przykład leczenie dżumy – jak sądzisz, co rekomendowali średniowieczni lekarze? Modlitwę? Owszem, ale to było za mało, prawdziwym hitem była metoda „upuszczania krwi” – która była zaiste uniwersalnym remedium na wszelkie bolączki ludzkiego ciała - co w praktyce częściej niż sama choroba doprowadzało do śmierci pacjenta.
Ale to nie wszystko! Jeśli miałeś pecha urodzić się w starożytnym Rzymie i dostałeś migreny, mogłeś liczyć na specjalistyczną terapię polegającą na okładach z węgorza elektrycznego. Jeśli z kolei w XVII wieku złapałeś kiłę, leczenie mogło obejmować… picie rtęci. Efekt uboczny? Śmierć, ale kto by się tym przejmował, prawda?
Tak oto, jeśli lubisz historie, które brzmią jak czarny humor wzięty prosto z podręcznika szaleńca, ta książka jest zdecydowanie dla ciebie. Jak dawniej leczono to pozycja idealna zarówno dla fanów historii, jak i dla tych, którzy po prostu lubią dobrze się pośmiać przy absurdalnych opowieściach. Nie znajdziesz tu medycznych porad (i bardzo dobrze!), ale za to dostaniesz mnóstwo (nie)smakowitych ciekawostek, które zaskoczą nawet najbardziej sceptycznych.
Belofsky pisze lekko z dystansem i werwą, co sprawia, że nawet najstraszniejsze praktyki medyczne czyta się jak dobrą komedię, autor podaje te historie z takim humorem, że czytelnik balansuje między rozbawieniem a niedowierzaniem – „Jak oni w ogóle do tego doszli?!”.Jak dawniej leczono udowadnia, że historia lecznictwa bywa bardziej straszna niż niejeden horror i bardziej śmieszna niż niejedna komedia . Czytając ją, można tylko cieszyć się, że współczesna medycyna poczyniła postępy i że dzisiaj, przy drobnej infekcji, wystarczy wziąć antybiotyk zamiast amputować nogę.
Ja oceniam na solidne 9/10 i zdecydowanie chciałabym więcej!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Wydawnictwu RM
#współpracabarterowa
#współpracarecenzencka
#współpracareklamowa