Trzyma poziom - pogłębiając kult zmarłych. Zgodnie z recepturą kultury Afryki Gwendolyn zaczyna tracić panowanie nad wspomnieniami - pamięć ulega degradacji. Kwestią czasu jest, gdy osiągnie poziom bezmózgiego zombie, ubezwłasnowolnionej kukły bez świadomości i woli działania. Amon, czyli mumia w ludzkiej postaci posiada ponoć rozwiązanie oraz ,,lek'' na przypadłość tubylczą, ale zaraz, zaraz, czy to nie jest antagonista serii?! Zaskoczenie. Okazuje się, że mam wątpliwości. Na scenę wychodzi nowa figura, tajemna Galatea, która robi przetasowanie i zaczynam wątpić, że wampiry są największym zagrożeniem dla Oregon (stan w północno-zachodniej części US). Posiada wszystko to, za co pokochałem tom pierwszy. Czarny humor z piaskownicy, mieszankę wschodnich wierzeń prosto z grobowych miriady. Miłość do b-klasowej, masowej kultury, gdzie przebieranki są częścią historii. Duchy uczą się, jak przejmować ciała, a wilkoterriery wychodzą z cienia pokazując się w futrze wśród żywych umarłych.
Pierwsze romanse, pierwsze próby zgłębienia przeszłości naszych bohaterów. Czasami zahacza o zbędne fillery, ku uciesze amerykańskiej widowni, którzy naoglądali się za dużo seriali dla młodzieży, ale kupuję to. Sprytnie przemyca nawiązania do starych filmów (głównie z lat 80. XX wieku), kiedy kicz i pompa wylewała się z ekranów w ilościach hurtowych i nie wiedząc czemu, powstała cała linia kolejowa z filmami o wilkołakach budzących się w pełni księżyca. Urocze, słodkie i poniekąd sentyme...