Książkę tę ktoś porównał do kostki Rubika ? tak wieloetapowa procedura prowadzi do przywrócenia stanu wyjściowego fabuły. Metoda Ciarana Carsona może być też przyrównana do układania puzzla ? najlepiej trójwymiarowego. Ten drugi model o tyle jest bliższy grze powieściowej, iż w imponującym stosie wykorzystanych ?cząstek składowych? wszystko jakoś do siebie pasuje. Iluzję odtwarzania autentycznych związków przyczynowych uznać trzeba za godną podziwu. Historie labiryntowe muszą respektować jakiś gatunkowy schemat ? tu jest to zarazem powieść wtajemniczenia (bohater dorasta do swojego losu), powieść edukacyjna (jak u Potockiego czy w Wilhelmie Meistrze Goethego zakładająca wielusetletnią konspirację), wreszcie powieść transgresyjna (gdzie zdobywa się nową świadomość). Daje to w efekcie nader oryginalną mieszankę fantastyczną. Chłopięcy bohater, dorastający w realiach Belfastu i okolic z lat 50. ubiegłego wieku, tropi od dzieciństwa otaczającą go dziwność. Wraz z kuzynką, a potem i przyjacielem-Belgiem odkrywa sekret magicznej mieszanki ziół, tytułowej ?irlandzkiej herbatki?, umożliwiającej eksterioryzację, lewitację i przenoszenie się w czasie za pośrednictwem obrazu Jana van Eycka Portret małżonków Arnolfinich. Niebawem dzieci dowiadują się, że były obiektem pieczołowitej hodowli, i zostaje im powierzona misja: zdobycie w Brugii czasów van Eycka takiej porcji ziół, by z ich pomocą dało się przeprowadzić zjednoczenie Irlandii. Z wyprawy powraca jednak (do rzeczywistości nietożsamej z opuszczoną) tylko młody Carson (bo rzecz ma też posmak autobiograficzny). Para jego przyjaciół zabłądziła w czasie i domyślać się można, że są to owe ?zielone dzieci? z XV-wiecznej brugijskiej legendy, które nie wiedzieć skąd zjawiły się w mieście, a którymi zajął się znany kupiec, pan Arnolfini. W fantastyce tego rodzaju nośnikami niezwykłości bywały dotąd książki.