Historia o tym, jak nagła śmierć jednego członka rodziny, burzy obraz idealnego stada. Przypatrujemy się ich życiu z różnych punktów, od strony rodzeństwa. Bieżący tok zdarzeń plecie się tak, że następują płynne przejścia nawiązujące do wydarzeń z dawnych lat, dzięki czemu lepiej poznajemy rodzinę i zaczynamy rozumieć związki panujące pomiędzy poszczególnymi jej członkami.
Nie rozumiem tylko dlaczego książka została zakwalifikowana do sensacji. Mamy tu do czynienia z dramatem i to nie tylko tym dotyczącym utraty bliskiej osoby, ale wydarzeń z przeszłości i struktur panujących w rodzinie. Poplątane dzieje rodzinne, gdzie na niedomówieniach chciano zbudować solidny szkielet. Trochę to tak, jakby dramat powstał na bazie pielęgnowanych tajemnic, a odkryte fragmenty przeszłości stały się powodem nieszczęścia. Mówi się, że grzechy rodziców spływają na dzieci. Tak bywa, gdy za wszelką cenę staramy się zapobiec wyjścia na jaw pewnych spraw i gdy nie podejmiemy trudu, by się z nimi ostatecznie rozliczyć zanim miałyby negatywnie odbić się na bliskich.
Dla mnie zwrot "idealna rodzina" brzmi jak oksymoron, coś co w przyrodzie nie występuje i jest określeniem jakby na wyrost. Nie dlatego, że jest nie mile widziane, ale chyba sprzeczne z naturą, szczególnie tam gdzie rodzina duża i ścierają się codziennie rozmaite charaktery. Nie ma ludzi idealnych, nie ma takich rodzin, a jeśli jakieś noszą takie etykiety, to boleśnie mogą się przekonać o swoim upadku z piedestału. T...