Kiedy Lee Iacocca z Williamem Novakiem, namówieni przez Wydawnictwo Bantam Dell, zasiedli do pisania Autobiografii, nie mogli się spodziewać, że owoc ich pracy okrzyknięty zostanie bestsellerem, który tworzy historię (nie tylko Ameryki). Że książka napisana na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia będzie wiele lat później równie aktualna i czytelniczo atrakcyjna, jak w ich czasach. W gruncie rzeczy jest to tylko opowieść o dziecku włoskich imigrantów, który pilnie się uczył i ciężko pracował, który odniósł kilka olbrzymich sukcesów i przeżył kilka olbrzymich rozczarowań, lecz w efekcie świetnie sobie poradził, bo przejął od rodziców i nauczycieli proste, uniwersalne wartości i miał to wielkie szczęście, że urodził się w Ameryce. Takie książki zazwyczaj nie ustanawiają rekordów popularności. A tej się udało. A rzecz dość typowa, opisująca kolejny przypadek człowieka sukcesu, który zaczynając od zera osiągnął szczyt kariery i finansowego powodzenia tak jak kiedyś Carnegie, Rockefeller, Morgan czy Sloan, a dziś Gates, Jobs czy Welch. Choć chyba jednak Iacocca był postacią barwniejszą, człowiekiem stojącym bardzo blisko zwykłych ludzi, a przy tym obdarzonym charyzmą, uporem i niezwykłymi talentami przywódczymi. No i działającym w branży samochodowej, bezgranicznie w niej zakochanym, dla przytłaczającej większości ludzi, szczególnie mężczyzn, zdecydowanie najatrakcyjniejszej z branż. Książka napisana zajmująco, „z biglem”, wartko – taka dobra w czytaniu, ale i dająca do myślenia – wówczas i dziś.