“Ona zawsze była….promykiem, iskrą, która rozjaśniała nawet moje dni,małe teraz….teraz była płomieniem, łuną sprawiającą, że nawet w wszechobecnym półmroku raził mnie jej blask”.
Strasznie, okropnie odwlekałam napisanie tej recenzji 🙈 I to dlatego, że ja nie chcę się żegnać z bohaterami. Ale pora opowiedzieć trochę o Kaiu.
Kai jest jednym z trzech przyjaciół. I choć przewija się przez poprzednie części, tak naprawdę nie znamy go zbyt dobrze. Kai jest bardzo zamknięty w sobie. Rozmowa z nim, to istna droga przez mękę. A słowa tak i nie lub kiwnięcie głową to standard. Kiedy wyjeżdża z przyjaciółmi na studia do Nowego Jorku, łapie oddech od domu, problemów i palącego poczucia winy. Jedyne na czym mu zależy, to dobra zabawa, niezobowiązujące "znajomości" i dziewczyny na zawołanie. Przynajmniej do momentu, kiedy spotkał dziewczynę, na skutej lodem kałuży....
Amy przez całe życie radzi sobie sama. Nie może polegać na rodzinie a z pewnych powodów nie ma również przyjaciół. I choć dziewczynie jest okropnie trudno w życiu, idzie z uśmiechem i siłą do przodu. Po każdym upadku się podnosi, poprawia koronę i robi wszystko, by spełnić marzenie. Feralnego dnia, kiedy ląduje na tyłku na zamarzniętej kałuży, poznaje zapach, który totalnie zawraca jej w głowie. Co więcej, za tym zapachem stoi człowiek, który wyciąga do niej pomocną dłoń.
Co obojgu da układ, który zaproponuje Kai? I czy przetrwa próbę, jaką szykuje dla nich życie?
Cudownie było obs...