Jeszcze rok przed wojną wydawało się, że powinno to być małżeństwo podobne do tysięcy zawieranych wówczas statystycznych wielkopolskich małżeństw włościańskich, których zasady i sposób funkcjonowania wpisane były w tradycję tutejszych kanonów organicznego i w miarę planowego gospodarowania. (…) Tymczasem zarówno temu małżeństwu, jak i setkom innych jemu podobnych przyszło zmierzyć się z uwarunkowaniami nieznanymi dotąd nie tylko w Wielkopolsce (…). Janina po latach tak wspominała: „A miało być normalnie, tymczasem nieoczekiwanie potoczyło się przez Łódź, Krosno, Kożuchów, Różankę, Jasło, Rosenberg, Gliwice i Włoszczowę”. (…) z perspektywy minionego czasu, można bez większego błędu postawić tezę, że to nie oni planowali swoją bliższą i dalszą przyszłość, ale czyniły to bezwzględne uwarunkowania zewnętrzne. Nie mieli na nie żadnego wpływu, a one prawie bez reszty stały się reżyserem ich drogi życiowej. Według dostarczanego scenariusza musieli wcielać się w role, które im narzucano.