Poeta w tym tomiku dokonuje spojrzenia wstecz. Ale ta perspektywa zawsze jest trudna. Sen - jawa jawa - sen? Osobliwy realizm magiczny i to a la polonaise, bo ileż tu tropów polskiej historii i polskiej współczesności, ileż śladów zdradzających naszą szczególną geopsychologię. Najpierw ciężkie senne powroty do lat młodości, która - choć piękna - zawsze pozostawia w nas traumę jakichś upadków, zakazów, ograniczeń. Jakiś koszmar unieważniania matury i inne lęki, które nad ranem wracają w obłoku spoconej poduszki i z których wiecznie spowiadamy się surowemu ojcu. Potem półsen półrealnych zdarzeń, nad którymi mieliśmy już władzę, lecz które po latach zdają się niedorzeczne. Następnie miasto albo miasta, miasta Ulickiego, miasta moje, miasta Twoje, miasta polskie, na murach których historia wypisana jest literami tłoczonymi przez kule, a bruk uliczny do dziś kryje echa wojskowych przemarszy. I pytanie, które przychodzi po latach: gdzie wyrastała nasza tożsamość? Cień jakiej historii kładł się na naszym własnym cieniu? Szedł za nami, mniej lub bardziej widoczny, ale zawsze obecny. Aż dochodzimy do starości - stare kocury rewolucji śpiące na swoich osiągnięciach Kolumbowie dowiadujący się, że odkryli zupełnie inny ląd niż ten, do jakiego płynęli... (fragment wstępu)