Powieść dla dzieci, trochę przedpotopowa, ale warta przeczytania ze względu na mądrą historię, wartościowe przesłanie, fakty historyczne dotyczące ołtarza w Kościele Mariackim i klimat dawnego Krakowa, a pikanterii dodaje wątek sensacyjny.
- Fajna do przeczytania z dzieckiem przed pierwszą wizytą w Krakowie - tak sobie pomyślałam i zaprosiłam na wspólne czytanie moją małą sąsiadkę, która niebawem wybiera się na szkolną wycieczkę. I porażka. Dziecko nie rozumiało co czytam, oczywiście jak tłumaczyłam to z marszu na współczesny polski, historia się bardzo podobała.
I sama już nie wiem, jak to powinno być: dawać dziecku czytać w oryginale, żeby nie deformować staropolszczyzny, ale narażać się na to, że książka pójdzie do kąta. Czy może przetłumaczyć ją na język zrozumiały dla dziecka i nie odbierać mu przyjemności poznania dawnego Krakowa (choć bez tamtego języka), mistrza Wita Stwosza, Wawrzka i jego ciżemki. To jak to ma być?