Wojna w Hiszpanii od wielu lat przyciąga uwagę Polaków, choćby ze względu na udział naszych żołnierzy walczących w szeregach Legii Nadwiślańskiej, Dywizji Księstwa Warszawskiego, czy szwoleżerach Gwardii. Bogata spuścizna pamiętnikarska, opisująca wybitne wyczyny, jak również znakomite prace Kirkora i Kujawskiego wydane na emigracji powodują, że nie sposób przejść obojętnie wobec konfliktu na Półwyspie Iberyjskim. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy cesarza Francuzów do dziś spierają się o słuszność użycia naszych sił w tej wojnie, która z punktu widzenia Hiszpanów była "sprawiedliwa". Zostawiając jednak na boku polityczne racje oraz naszych rodaków należy zwrócić uwagę, że wojna w Hiszpanii była najdłuższym konfliktem wojen napoleońskich, który miał swój lądowy front działań, zmuszający Napoleona do ciągłej uwagi. Sukcesy przeplatały się tam z porażkami, ale w żadnym z momentów nie udało się podbić całego półwyspu. Nic dziwnego, że konflikt dorobił się określenia "hiszpański wrzód", a Napoleon żałował potem na Św. Helenie swojego długotrwałego zaangażowania w tym rejonie. Przy okazji jest to jeden z niewielu obszarów, gdzie Francuzi przez wiele lat spotykali się z Anglikami, będącymi sprawcami wielu koalicji antynapoleońskich i próbowali sobie udowodnić swoją przewagę w taktyce oraz wyższej sztuce wojennej. Nic zatem dziwnego, że ta wojna szczególnie silnie działała na wyobraźnię wyspiarzy zwłaszcza, że mogli sycić swoją dumę sukcesami odnoszonymi przez ich wodza Arthura Wellesleya, który przeszedł do historii pod przydomkiem, jaki otrzymał wraz z tytułem za bitwę pod Talaverą.