Halo? Echo? Nie – to “Hilo”, czyli poetycka kraina, której nie ma, a zarazem coś tu istnieje – i to istnienie jest bardzo głośne, to cisza, która pobudza bębenki. Bo coś tu huczy w języku, coś buzuje, a to życiopisanie jest pewnie po to, aby dotrzeć do warstwy rzeczywistości, do której się dodrapujemy, gdy przyjrzymy się światu mocniej niż zwykle. “Hilo” Adriana Szarego, wpisane w nieuniknione, w naszą pętlę życia czy też taśmociąg ku wieczności, zapewnia te wrażenia przepełnienia i dryfu w słodko-gorzkiej mgle.
No to do zobaczenia w “Hilo”, Moi Drodzy!
No to do zobaczenia w “Hilo”, Moi Drodzy!