Fragment: "Ciemno było tego wieczoru na wąskich uliczkach Krakowa. Jesienią, wiadomo, wcześnie mrok zapada. Gdzieniegdzie przemykali się spóźnieni przechodnie, osłaniając połami opończy ręczne latarki, bo na ulicach błota i wybojów było co nie miara. Wkrótce jednak przechodnie znikli. Uliczkami kroczył tylko pan Błażej, halabardnik miejski, i potrząsając halabardą, pokrzykiwał grubym głosem: ..."