Fragment: Był zimny grudniowy wieczór. Na dworze sypał gęstymi płatkami śnieg, a od rzeki dął ostry mroźny wicher i hulał bezkarnie na polach. Na gościńcu ukazała się nieco pochylona postać rybaka Mateusza, a obok niego dreptała skulona w wyrośniętym zniszczonym płaszczyku, jego sześcioletnia córeczka Kachna. Choć mróz porządnie szczypał policzki, dziewczynka szła raźno przed siebie, chuchając tylko od czasu do czasu w zesztywniałe od zimna palce, których zaczerwienione czubki wystawały z podartych włóczkowych rękawiczek.