Pewnie każde dziecko w Polsce wie, że Gudzowaty to ten od gazu. A ile wie cała reszta? Że pierwszy na liście najbogatszych, że magnat, że robi interesy z Rosją, ani chybi jest agentem, a w ogóle na pewno kradł. W książce Jacka Prześlugi poznajemy Aleksandra Gudzowatego w wersji normalnej. Nie jest święty, ale i nie zionie ogniem piekielnym. Jest twardym graczem, lubi zarabiać pieniądze, uwielbia prowadzić interesy, a jednocześnie podkreśla, że powoduje nim, prócz ludzkiej chęci zysku, czysty patriotyzm. Ciężko go ocenić, a jednocześnie każdy czuje się w obowiązku mieć zdanie na jego temat. Na pewno chce dobrze wypaść (a kto by nie chciał?), ale nie jest to jego celem nadrzędnym. Bo gdyby się wszystkim podlizywał, to czy nazwałby Leszka Millera kurduplem? Kwaśniewskiego płaskim, plastikowym przywódcą? Czy powiedziałby wprost, że Michnik stchórzył, że jest małym, zakochanym w sobie człowieczkiem? Gudzowaty nie jest lizusem, choć niewątpliwie potrafi nawiązywać przydatne przyjaźnie.