Odnoszący sukcesy pisarz horrorów - Ben Bookman - kończy kolejną książkę. Nie spodziewa się, że fikcja literacka zacznie mieszać się z rzeczywistością w przerażający sposób. Ben nie pamięta procesu pisania, a w okolicy odnalezione zostają kolejne zwłoki. Przebieg morderstw jest identyczny, jak w książce Bookmana... jednak wydarzyły się one przed jej premierą...
Markert stworzył fabułę z interesującym pomysłem, wykorzystujacym klasyczne, oniryczne motywy, ale ubrane w coś świeżego i wciągającego. Zgrabnie manewrując wątkami koszmarów tworzy rzeczywistość bardzo bliską realizmu, acz ze zgrabnie i przekonująco wplecionymi wątkami nadnaturalnymi, które wywołują nieustanny dreszcz zaciekawienia oraz niepokoju. Świetny zmysł do pisania grozy!
Narracja skupia się na obecnych zdarzeniach, co jakiś czas jedynie przywołując przeszłość. Perspektywy Bena i policji dają szczegółowy obraz walki z czasem w przerażającym śledztwie, gdzie nawet czytelnik nie jest pewien, czy może zaufać bohaterom. Niejednoznaczni, stojący w cieniu zamierzchłych tajemnic stanowią fantastyczną feerię osobowości, których poczynania obserwuje się w pasjonujący sposób.
Ksiazka ma niezły klimat, sporo dzieje się w dialogach, ale nie ma tu poczucia nadmiernego przegadania. Początek jest mocno wprowadzający (choć już z mocnymi akcentami), a im dalej w fabułę, tym więcej się dzieje, aż do pełnego adrenaliny finału. Sporo tu scen napisanych wręcz jak gotowy scenariusz filmowy, które świetnie oglądałoby się na dużym ekranie. Dodatkowo zakończenie zostawia ciekawą możliwość potencjalnej kontynuacji, którą przeczytałabym z przyjemnością, jeśli miałaby się ukazać 😉
Bawiłam się bardzo dobrze, książka wzbudza odpowiednią dawkę dreszczu emocji i horrorowej warstwy rozrywkowej. Jeśli macie chęć na solidny, mroczny tytuł, to koniecznie sięgnijcie po "Gościa z koszmaru" 😊