Ci, którzy już mnie troszeczkę znają, wiedzą, że często sięgam po debiuty. Uwielbiam tę pewną dozę wybuchowej mieszanki niepewności połączonej z ciekawością. Nigdy nie wiadomo, z resztą w przypadku „sławnych” autorów także, co skrywa kolejny nowy tekst. Czy w tym przypadku również bezgranicznie przepadłam, czy może tym razem było całkowicie na odwrót? Zapraszam serdecznie na krótką opinię.
Na początek przybliżę Wam odrobinę fabułę.
On – Marcus Frost – nieziemsko przystojny, milioner, początkowo arogancki buc, który zawsze dostaje, to co chce. Skrzętnie także ukrywa przed światem pewną tajemnicę z przeszłości, która może przekreślić jego nieskazitelny obraz.
Ona – Emily Carson – młoda dziewczyna, która, aby ratować swojego brata, jest nawet gotowa przyjąć ofertę szanownego Pana Frosta, z którym miała już przyjemność się wykłócać.
Można by pomyśleć, że podobnych książek było już na pęczki, co absolutnie mi nie przeszkadza. Ba! Osobiście także takie lubię. Początek zwiastował bardzo przyjemną lekturę, idealną na przerywnik między jedną mafijną książka a drugą, ale….
Dla mnie tego wszystkiego było za dużo i za szybko. Gdyby bohaterowie musieliby zmierzyć się z jedną przeciwnością losu, obojętnie którą, ale tylko z jedną. Wtedy uważam, wyszłoby zdecydowanie lepiej. Wykreowaną postać Emily odebrałam jako niezdecydowaną nastolatkę, która chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Jej liczne dy...