Fragment: Stanęłam przy drzwiach balkonowych, przytknęłam czoło do zimnej szyby i zapatrzyłam się bezmyślnie przed siebie. Skwer tonął w strumieniach deszczu, bezlistne gałęzie konwulsyjnie drżały, przebrzyd ła szaruga stanowiła odpowiednik tego, co się we mnie działo. Jeszcze miałam w uszach obelżywe słowa, chociaż ona już zniknęła w swoim pokoju, trzasnąwszy przedtem drzwiami tak mocno, że oma nie spadły ze ścian porcelitowe, w kwiaty malowane talerze.