Czytając tą książkę doszłam do wniosku, że literatura rządzi się swoimi prawami. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że książki o wojnie nie są i nigdy nie będą dla mnie. Za dużo tam brutalności i śmierci połączonej z nienawiścią. A przynajmniej do tej pory przeważnie tak było. Pozycje spod pióra pani Yarros znam bardzo dobrze. Moja babcia czytywała je jedna po drugiej, a ja jako dziecko czasami zaglądałam jej przez ramię i jedyne, co rzucało mi się w oczy, to cudowne opisy. Kiedyś nawet stwierdziłam, że tylko doskonale dobrane opisy osób czy też miejsca gdzie akurat się podziewają są siłą, która sprawia, że książkę się albo uwielbia, albo nie. Obecnie moja babcia ma pamięć chwilową, przestała czytać książki i robić cokolwiek, bo jej świat pęka niczym bańka mydlana i jedyne, co jej pozostało, to łapać chwile, które jeszcze zna. Piszę o tym, bo to właśnie moja babcia po części nauczyła mnie nie tylko czytać książki, ale również rozumieć ich treść i przekaz. Idąc tropem jej ukochanej pisarki pani Rebeccy Yarros postanowiłam przeczytać jej książki, by zobaczyć, czy pamiętam jaki zachwyt wywoływały na babci i mojej dziecięcej jeszcze twarzy.
Czytając tą książkę doszłam do wniosku, że nie ma złego tematu, który poruszają autorzy, są tylko nieumiejętnie dobrane opisy lub ich brak. Tak jak mówi się, że to ludzie tworzą klimat, tak tutaj autorka wykonała kawał dobrej pracy. Napisała historię, którą się pochłania, która nie daje nam czasu na zastanowienie co tam się dzieje, bo każdy odruch postaci, ich myśli i czyny zobrazowuje w doskonałym opisie. Wiemy z czym każdy się zmaga, czego pragnie i czego się boi. Postacie są bardzo autentyczne, mają swoje lepsze i gorsze chwile. Czasami wierzą w przeznaczenie, a nieraz dają się mu ponieść. Doceniają posiadanie rodziny i boleją nad jej brakiem. Wiedzą, że mając małe dzieci trzeba kogoś oszczędzić, dać mu bezpieczeństwo działania, by mógł powrócić tam, gdzie czekają istoty stworzone z jego krwi i kości. Ogólnie znaczenie rodziny ma tutaj ogromną wartość. Dosyć dramatycznym wydarzeniem był tutaj pewien wypadek lotniczy, który dosłownie przekształcił plany dwojga dopiero co poznanych postaci. Jednak los nie zając, co rozpoczął, to musi zakończyć. W jednej chwili kobieta stanie się dla niego najważniejsza na świecie, pod względem pracowniczym i prywatnym. Jednak czy skoro ich role się odwróciły, on ma szansę na zdobycie jej serca?
Pamiętam jak babcia na koniec książek krzyczała, że historia musi się skończyć dobrze, bo inaczej całe nasze pozytywne myślenie szlag trafi. Jak zatem sądzicie, czy ta opowieść skończyła się tak, jak pragnęła babcia?
Przyznam się wam, że gdyby ktoś non stop obserwował mnie podczas czytania, stwierdziłby, że mam coś nie tak z głową. Bo raz byłam skupiona, jakbym miała nawlekać nici na maleńką igiełkę, innym razem śmiałam się do siebie jakbym zobaczyła sąsiadkę, która poślizgnęła się na skórce od banana, a innym razem byłam śmiertelnie poważna, jak wtedy, kiedy zglądam do portfela tydzień przed wypłatą, gdzie największą wartość mają ciężkie miedziane monety. To opowieść o wielu emocjach i sile przetrwania. O walce do spełnienia marzeń i ciężkiej drogi prób i błędów. Ale też historia o przyspieszonym biciu serca i dwojgu ludzi, których coś połączyło. A czy z przypadku, to już sami się przekonajcie:-) Mnie urzekła, więc jestem jej za to wdzięczna:-) Pamiętajcie, że piękno bywa ukryte i prawdziwym szczęściarzem jest ten, kto je dostrzeże:-)