Thor Heyerdahl jest człowiekiem-symbolem dla podróżników - obieżyświatów starszego pokolenia reportaży. Książka wybija z naszego sposobu myślenia i w zupełnie nowym świetle stawia nasze myślenie o naszym świecie, o naszych sprawach.
Gdy wyobrażałam sobie, że szaleństwem jest ucieczka od skostniałych biur i blokowisk, to byłam w głębokim błędzie! Otóż, można porzucić całą cywilizację i, poślubiwszy wcześniej partnerkę, która chce z nami pójść dosłownie na koniec świata, pożegnać wszystko, wybrać najdziksze miejsce na świecie i po długiej podróży morskiej wylądować któregoś pięknego dnia na wyspie pełnej dziko wyglądających ludzi! Książka jest relacją z okresu spędzonego na wyspie Fatu-Hiva, w Polinezji Francuskiej na Markizach. Książka jest pisana pięknym językiem, a jej konstrukcja sprawia, że słuchając nie nudziłam się. refleksje są przeplatane przygodami, więc co jakiś czas ciekawiło mnie 'co dalej'?
Książka jest więc nie tylko romantyczną przygodą (choć to także), ale przede wszystkim dogłębną analizą naszej cywilizacji, ale i postępu, tzw. prymitywizmu, natury człowieka, praw rządzących naturą i człowiekiem. Szerokie pole do dalszych refleksji - już po skończeniu książki. Opowiadał mi głos lektora - pana Mirosława Utty, był ciekawy i nie natrętny. Przy okazji dowiedziałam się dlaczego Polinezyjczycy nazwali białych 'podwójnymi ludźmi', kim są 'rodzice przyszłości', skąd się wzięły ananasy, bawełna i kokosy na Markizach i jak to jest, gdy się zjed...