'Fatalne jaja' pochodzą z roku 1925, a 'Diaboliada' z 1924. MG odwróciło tę kolejność i słusznie, bo pierwsze jest w tym wydaniu opowiadanie lepsze i dłuższe. Fraza czechowowska, wyobraźnia już sorokinowska - czyli znakomita książka.
'Fatalne jaja' zaczynają się w stylu Czechowa właśnie. Jest od razu wejście w fabułę. Pokazanie głównego bohatera, jego problem. Język niby prosty, ale misterny. A skąd Sorokin? No to też jest jasne. Ta cała historia jaj, anakond i innych płazów, zmutowanych wielkich kur, jakiegoś oblężenia 'Wszechrasiji' dziwnie skojarzyła się mi się z książkami Władimira Sorokina, tymi jego groteskowymi fantazjami o Rosji, które w zadziwiająco trafny sposób pokazują ten kraj. Ale Sorokin żyje sto lat po Czechowie! Jakąż więc wyobraźnię i talent musiał mieć Bułhakow! A przecież skoro opowiadanie pochodzi z 1925 roku, to troszkę jednak autor musiał przeczuwać niż wiedzieć.
Natomiast opowiadanie 'Diaboliada' jest mniej spektakularne, ale równie celne. Pokazuje absurdy biurokracji. To taki trochę 'Proces' Kafki. W ogóle to jestem tymi opowiadaniami zachwycona.